Jestem nauczycielem w zwykłym warszawskim LO i chciałam się z Wami podzielić doświadczeniem pracy z osobami z zespołem Aspergera.
Wpis będzie subiektywny, oparty na moich obserwacjach i konkretnych wydarzeniach. O tym, co jest łatwe, a co trudne dla pedagoga w zetknięciu z osobą z ZA, zwłaszcza kiedy do ogarnięcia są jeszcze inni uczniowie.
Przede wszystkim trzeba zadbać o to, żeby nikt w klasie nie czuł się wykluczony. Nie jest to łatwe, kiedy ma się do czynienia ze zdrowymi dziećmi, a co dopiero, kiedy pojawia się osoba, która może nie mieć ochoty wchodzić w interakcję z innymi.
Część uczniów z ZA nie ma takiego problemu i doskonale odnajduje się wśród rówieśników, są kontaktowi, słowni i empatyczni. I gdybym nie wiedziała o ZA, to w życiu bym się nie domyśliła, że coś im dolega. Są też tacy, którzy unikają kontaktu, odcinają się od klasy i trudno jest kolegom z nimi współpracować.
Ale nie chcę tu pisać o stosunkach klasowych, a o tym, jak mnie pracuje się z osobami z ZA.
Jaki jest ten uczeń aspergerowiec?
Na pewno jest wyzwaniem, zwłaszcza, kiedy okazuje się, że historia, której uczę, jest jego konikiem. Ma doskonałą pamięć, dużo czyta i ogląda, po czym wtrąca mi się w zdanie i dopowiada historię, a zwłaszcza taką, której nie powinno się upubliczniać w szkole. Potrafi wciąć mi się w wywód, kiedy jeszcze nie miałam szansy powiedzieć, o tym, o czym on już pomyślał.
Ma problemy ze zrozumieniem przenośni i skrótów myślowych. Ale jako że historia jest jego hobby, to jest szansa, że poprosi o wyjaśnienie albo powie za mnie to, co ja skróciłam.
Ale, co zrobić, kiedy osoba z ZA nie ma takiej śmiałości, jest niepewna siebie i zamyka się przed całą klasą? W jaki sposób mam się dowiedzieć, czy zrozumiała to, co ja mówię? Mogę zapytać wprost albo podczas indywidualnych zajęć wyłapać problemy i im zaradzić. Bardzo się cieszę, że miałam możliwość prowadzenia zajęć indywidualnych z takim uczniem, dzięki temu na wiele spraw otworzyły mi się oczy.
Na przykład, jeśli aspergerowiec nauczył się, że powstanie, to powstanie, to ma problem ze zrozumieniem, czemu mówię o powstaniu rewolucja. Na szczęście wystarczy cierpliwie wytłumaczyć i iść dalej z tematem. W klasie nie byłoby na to czasu.
Na pewno wyzwaniem dla aspergerowca są projekty grupowe, kiedy trzeba wykonać razem z kolegami np. jakiś film, przedstawienie lub prezentacje.
Schody zaczynają się już przy tworzeniu grup. Klasa nie rozumie tej choroby i często biorą dzieci z ZA do zespołu na samym końcu.
Bo oni się nie wychylają, bo nie rozmawiają z rówieśnikami, bo stoją z boku. I nikt ich dobrze nie zna.
Ja wtedy mówię.
– Słuchajcie, niech on/ona zagra coś małego, dajcie jej/mu miecz i niech nim wymachuje. Pamiętajcie, żeby im powiedzieć, co mają robić. Dajcie szansę, próbujcie się dogadać.
Młodzież nie wie, jakie to wyzwanie dla ZA stanąć przed klasą i przemówić.
Jaka walkę musi stoczyć, żeby wyjść ze swojego kokonu bezpieczeństwa.
Cieszę się, gdy widzę, że to się udaję.
Ale nie zawsze tak jest, bo są też aspergerowcy z zacięciem artystycznym i bez problemu grają głównie role. Z tym, że zapominają, że powinni powalczyć o miejsce w grupie. Potem pytają.
– A w której grupie ja jestem?
Na szczęście zawsze znajduje się ekipa, która gapowicza przytuli.
Nie lubią dużo pisać ręcznie, a ich charakter pisma, to… hmmmm.. Ppowiem krótko – to zmora nauczyciela. Ale kiedy już się rozszyfruje te hieroglify, często okazuje się, że ukrywają nie byle jaką wiedzę lub zdolności literackie.
Kiedy puszczam na lekcjach film edukacyjny, zazwyczaj żądam od uczniów uwagi, ale aspergerowiec i tak mnie nie słucha i zajmuje się czymś innym. Nie zwracam mu jednak uwagi, bo wiem, że i tak jakimś cudem wszystko zapamięta.
ZA jest zadaniowy, robi dobre prezentacje, przypomina się, jeśli ja o nim zapomnę. Za to ramy czasowe dla niego nie istnieją, więc mówi i mówi.
Ma doskonałą pamięć i czasami mnie cytuje.
– Jak pani mówiła….
– Czy naprawdę ja to mówiłam?- nie pamiętam.
Szkoda, że nie mają takiej pamięci, jak się mówi:
– Czas wystąpienia 15 minut.
Jak pisałam wyżej, część osób z ZA nie wchodzi w kontakty z rówieśnikami, są zamknięci i nie pytani nie odzywają się do nikogo. Ale większość, z którą miałam do czynienia, była lub jest bardzo otwarta i kontaktowa. Mają przyjaciół, którzy akceptują ich sposób bycia i życia. Dbają o siebie i innych. Mam wolontariusza z ZA, który jeździ ze mną do staruszków na warsztaty. Szczerze mówiąc manualnie jest kiepski, ale serce, jakie w tę pracę wkłada rekompensuje w stu procentach ten niedostatek. Inni biorą udział w konkursach przedmiotowych, grają w teatrze szkolnym i potrafią odnaleźć się w tłumie rówieśników. Piękne z nich diamenty, choć nieoszlifowane.
Komentarze