Beletryzowana biografia Rocky’ego Marciano, który stał się pierwowzorem postaci filmowego „Rocky’ego” z Sylvestrem Stallone’em w roli głównej.
Z zawodowego ringu zszedł niepokonany. Wygrał aż 49 walk z rzędu (z tego 88% przed czasem), ustanawiając rekord do dziś niepobity przez żadnego boksera kategorii ciężkiej.
Syn emigrantów, jego prawdziwego nazwiska (Rocco Francis Marchegiano) nie mogli wymówić komentatorzy, zaczął więc występować pod pseudonimem Marciano. Eksperci nie wróżyli mu wielkiej kariery bokserskiej. Uważali, że jest za stary (rozpoczynając karierę zawodową liczył już 24 lata), za niski (178 cm), za lekki (88 kg), z krótkim zasięgiem ramion (172 cm), dysponował tragicznie słabą techniką.
Zajął się nim Charlie Golman – odkrywca i wychowawca czterech zawodowych bokserskich mistrzów świata. Wykorzystał największy atut młodego Włocha: ponadprzeciętną odporność na ciosy i ból dzięki którym zyskał przydomek „The Rock” – Skała.
Pod jego ciosami pękały szczęki rywali. Carmine Vingo został przewieziony do szpitala ze złamaną podstawą czaszki i wylewem krwi do mózgu. Przez tydzień znajdował się w śpiączce i miał sparaliżowaną połowę ciała.
Był niepokonanym mistrzem świata wszechwag w latach 1952-1956.
W lipcu 1969, a więc trzynaście lat po zakończeniu kariery, zgodził się wystąpić w fikcyjnym filmowym pojedynku bokserskim u boku innej – w tamtych czasach niepokonanej – legendy boksu, Mohammeda Ali.
Dla potrzeb walki schudł ponad 20 kilo a dla potrzeb kinowych – założył perukę.
Porównując 58 parametrów obu zawodników mierzonych podczas walki, najsilniejszy w tamtych czasach Superkomputer, NCR-315, przyznał zwycięstwo Rockyemu – przez nokaut w 13 rundzie.
Fragment książki „Rocky”:
Tuż przed walką Red Kinsella ostrzegł Rocky’ego, że najgroźniejszą bronią Eppersona jest silnie bity lewy prosty. Bardzo szybko Marchegiano przekonał się, że sekundant nie kłamał. Zanim pierwsza runda dobiegła końca, ten cholerny lewy prosty wylądował mu na nosie przynajmniej kilkadziesiąt razy. Różnica w wyszkoleniu technicznym obu rywali była wyraźna. Rocky walił gdzieś spod kolan straszliwe haki, zupełnie jakby wybijał baseballową piłkę na James Edgar Playground. Takimi ciosami można było coś osiągnąć pod budką z piwem, ale na pewno nie na ringu.
– Zostaw w spokoju jego szczękę – poradził mu w przerwie sekundant. – Bij w bebechy. To powinno odnieść skutek.
Rocky posłusznie zastosował się do zalecenia i dobrze na tym wyszedł. Epperson miał brzuch słaby jak herbata w chińskiej restauracji. Ciągle jeszcze odrzucał prostymi atakującego Włocha, ale coraz częściej Marchegiano przedostawał się do zwarć, w których rąbał z całej siły w korpus rywala, aż dudniło. Zaraz na początku trzeciego starcia rąbnął go lewą w sam środek brzucha. Przypominało to zderzenie z pniem drzewa, ale Epperson nie był aż tak mocno zakotwiczony jak drzewo i powędrował na ziemię. Wyrżnął o deski głową i ramionami z takim impetem, że całym ringiem aż zatrzęsło. Sędzia rozpoczął wyliczankę, ale widać było wyraźnie, że Lee nie wstanie.
– Nie mogłeś tego zrobić lepiej – pochwalił zwycięzcę Kinsella.
Kiedy Rocky poszedł się przebrać do szatni, Allie poszedł do biura, gdzie kasjer wypłacił mu… 20 dolarów
– Co to ma znaczyć? – zaprotestował Colombo. – To za mało.
– Suma do zapłaty wynosi trzydzieści pięć dolarów – wyjaśnił kasjer. – Piętnaście wziąłem jako opłatę za licencję bokserską. Trzydzieści pięć minus piętnaście to dwadzieścia. Wszystko się zgadza.
– Nic się nie zgadza. Ustalenia przed walką były zupełnie inne.
– To musi pan wyjaśnić z panem Renault. Ja tu jestem tylko od płacenia.
– Rocco – chyba znowu walnęli nas w rogi – powiedział Allie wchodząc do szatni. – Chcą nam wypłacić tylko dwadzieścia, bo podobno piętnaście „baksów” kosztuje twoja pięściarska licencja.
Niech ja tylko znajdę tego asino – zdenerwował się bokser. – Wtłoczę mu zęby do gardła.
Znalezienie promotora wcale jednak nie okazało się proste. Stracili na poszukiwania trzy kwadranse, zanim udało się im go odnaleźć na głównej sali, rozmawiającego z jakimiś facetami.
– Dawaj forsę, złodzieju – z miejsca natarł na niego Rocky.
– OK – powiedział promotor widząc z trudem hamowaną furię boksera. – Za kilka minut będę z powrotem.
Minęło pięć minut i Marchegiano zaczął już podejrzewać, że pan Renault zakpił sobie z nich i po prostu dał drapaka, ale nie miał racji. Promotor pojawił się po chwili… w towarzystwie dwóch policjantów.
– Wynoście się stąd, zanim nabawicie się większych kłopotów – powiedział chłopcom zwalisty sierżant. – Dostaliście tyle, ile się należało. No już, wynocha.
– Ale ja nawet nie mam tej dwudziestki – zaprotestował Colombo. – Zwróciłem ją kasjerowi.
– No to zasuwaj pan do biura, bierz forsę i do widzenia – powiedział sierżant.
Allie ruszył więc z powrotem do biura, podczas gdy wściekły Rocky kontynuował kłótnię z promotorem i policjantami. –
Rozmawiałem właśnie z panem Renault – oświadczył kasjerowi Colombo. – Zgodził się, żeby wypłacić te piętnaście ekstra.
– W porządku – odpowiedział kasjer. – Tu jest trzydzieści pięć dolarów. Piętnaście nadal zatrzymuję jako opłata za licencję.
Kiedy Allie wrócił na salę, atmosfera była nadal napięta. Zanosiło się, że zaraz dojdzie do bójki.
– Rocco, idziemy! – rzucił krótko Colombo.
– Gówno, nie dam się oszukać. Musi mi zapłacić, ile się należy – pieklił się nadal Marchegiano. – To… –
Powiedziałem, idziemy – Allie chwycił przyjaciela za kołnierz i niemalże przemocą wypchnął na zewnątrz.
Przez chwilę Rocky jakby się uspokoił, lecz po kilkunastu krokach ponownie dopadło go bolesne poczucie krzywdy. – Nie – powiedział. – Ja tego tak nie zostawię. Wyrzyga na stół całą forsę, która się należy.
– Uspokój się, bałwanie – krzyknął na niego Colombo – dostałem tę całą forsę.
– Całą? – Rocky’emu aż szczęka opadła ze zdziwienia. – Pięćdziesiąt „baksów”?
– Minus piętnaście za licencję.
– Jak to ci się udało?
– Nieważne. Zdaj się na mnie w swoich interesach, a nie wyjdziesz na tym źle. Weź mnie na swojego managera. Razem zawojujemy świat. Jesteś pierwszorzędnym pięściarzem. Musisz się jeszcze tylko trochę podszkolić. Ktoś, kto potrafi tak uderzać, jak ty, może dojść naprawdę wysoko.
– No wiesz, Allie, wcale jeszcze nie wiem, czy na pewno zostanę bokserem – powiedział niepewnie Rocky. – To ciężki kawałek chleba. Wszędzie mogą cię orżnąć. Sam zresztą dzisiaj widziałeś.
– Tak, widziałem – zgodził się Colombo. – I dlatego właśnie potrzebujesz dobrego i uczciwego managera.
Przed wyjazdem wstąpili jeszcze na chwilę na kufelek piwa do pobliskiego baru. W barze było pełno kibiców, którzy widzieli, co Marchegiano zrobił tego wieczoru z faworyzowanym Lee Eppersonem. Spory tłumek rzucił się w stronę boksera z gratulacjami.
– Wiesz co, koleś – powiedział mu jakiś obdartus. – Powinieneś na to konto postawić po szklaneczce wszystkim swoim wiernym kibicom.
– Kolejka dla wszystkich – zadysponował oszołomiony Rocky. (…)
Komentarze