Nie będę w tym artykule próbować Państwu doradzać, co nosić podczas gotowania w kuchni, ani nie zamierzam zajmować się tu modą. Chcę się pochylić nad dostępnością służby zdrowia i zadać pytanie: czy sam fakt, że w jakiejś placówce medycznej funkcjonuje winda i wybudowano tam podjazdy dla wózków oznacza, że miejsca te są już dostępne dla wszystkich pacjentów. Otóż nie.
Pragnę podzielić się z Państwem bardzo bolesną dla mnie historią. W dniu 31.07 tego roku, podczas umówionej wizyty, lekarz ortopeda odebrała mi prawo do uzyskania informacji o moim zdrowiu, nie chciała odczytywać tego co komunikuję na tablicy i nie pozwoliła tego robić obecnej ze mną znajomej.
Nie i już. Orzekła: “jeśli ma dziecięce porażenie mózgowe, nie może być normalna “. Tak powiedziała, nie zważając, że siedzę obok i słucham.
Pomimo tego, że moja znajoma poinformowała ją o sposobie komunikacji ze mną, pani doktor nie zaprzestała nieprzyjemnych uwag i odmawiała mi prawa stanowienia o sobie. Wykazała się nie tylko chamstwem, brakiem choćby cienia empatii, ale także zwyczajnym brakiem wiedzy. Było mi bardzo trudno pozbierać się po tej historii.
Dlatego zadając pytania o dostępność placówek służby zdrowia i lekarzy specjalistów dla osób niepełnosprawnych nie może poprzestawać tylko na interesowaniu się windami i podjazdami. Ja jestem osobą niemówiącą, więc ciekawa jestem, czy lekarze zdają sobie sprawę z tego, że można porozumiewać się z drugim człowiekiem jeszcze inaczej, niż za pomocą głosu. Nie są tego uczeni na studiach, w pracy nikt tego od nich nie wymaga.
Warto także zapytać, co nam się bardziej opłaca, jako środowisku. Czy wejście bez kolejki do gabinetu, co powoduje wzburzenie innych pacjentów, którzy zaczynają wywuierać presję: “kiedy będzie już koniec tej wizyty”? Myślę, że nie da się mieć ciastka i zjeść ciastka. Mam wrażenie, że przez to nasze pilnowanie pierwszeństwa wejścia do gabinetu, sami odbieramy sobie jakość wizyty. Wolę wejść ostatnia i móc spokojnie skomunikować się ze specjalistą.
Ok, może się śpieszyć do kolejnej pracy albo do domu na kolację, ale i tak jest większa szansa, że znajdzie dla mnie czas.
Są także lekarze – rzadko spotykani, ale są, niczym te pierwsze, piękne i godne naśladowania jaskółki dobrej zmiany – ale są.
Nie podałam nazwiska tej złej kobiety-ortopedy, ale to nazwisko, wspaniałej doktor dermatolog Anity Tarajkowskiej – Olejnik muszę podać. Ona jest najlepszym przykładem na to, iż można się ze mną porozumieć. Do jej gabinetu zawsze wchodzę sama, bez osoby towarzyszącej. Podczas wizyty mam tyle czasu, żebyśmy bez pośpiechu mogły porozumieć się we wszystkich sprawach. Na koniec dostaję potrzebne recepty i informację, jak powinnam postępować w domu. Wychodzę spokojna i zadowolona.
Komentarze