Szanowni Państwo,
swego czasu na “Dzielnej Matce” ukazała się zapowiedź mojej książki science-fiction publikowanej na innym portalu. Niestety, portal ostatecznie nie powstał. Teraz jednak z wielką przyjemnością oznajmiam, że moja mini powieść lub mini kronika jak kto woli, zatytułowana “Kiedy ludzkość przestała być ludzkością”, będzie ukazywała się w odcinkach na stronie “Dzielnej Matki”. Wstęp, który napisałem miesiące temu pozostaje aktualny, jednak od tego czasu przeczytałem jeszcze kilka dzieł z zakresu ewolucji spekulatywnej. Wszystkie zbieżności z dziełami niewymienionymi we wstępie są przypadkowe.
Zapraszam do lektury.
Stefan Dziekoński
Kilkanaście lat temu przypadkowo natknąłem się w telewizji na program, który dziś zaliczam w poczet moich ulubionych – ,,Dziką przyszłość”. Przedstawienie świata za 5, 100 i 200 milionów lat oraz zamieszkujących go zwierząt było dla mnie czymś niesamowitym. Każdy odcinek zaskakiwał, każde środowisko fascynowało. Każdy gatunek zapadał w pamięć.
Choć kilka rzeczy z mojego dzieciństwa określiłbym mianem niemal doskonałych dzieł sztuki, ,,Dzika przyszłość” nie jest ideałem. Nie mam na myśli trącących tu i ówdzie myszką efektów komputerowych, gdyż w większości zestarzały się one z godnością, a w swoim czasie robiły wrażenie. Mówię tu o dość naciąganych teoriach.
Mimo, iż program tworzony był przez uczonych i specjalistów niektóre pomysły były zbyt nieprawdopodobne, nawet dla dziecka. Według twórców po ustaniu następnej wielkiej epoki lodowcowej miał się ostać tylko jeden, malutki gatunek ssaka. Ptaki czy gady miały rozwijać się w najlepsze, ale ssaki, bez dokładnego wyjaśnienia, niemal znikły z powierzchni Ziemi.
Także umysły światlejsze od mojego wyrażały swoje wątpliwości co do prawdopodobieństwa powstania przedstawionych w programie gatunków. Ogromna, lądowa kałamarnica nie byłaby w stanie zaistnieć – pozbawione szkieletu zwierzę zawaliłoby się pod własnym ciężarem.Nawet z tymi ,,grzeszkami” ,,Dzika przyszłość” wciąż jest dla mnie czymś wyjątkowym.
Z czasem dowiedziałem się, że ,,Dzika przyszłość” nie miała monopolu na gdybanie na temat przyszłości życia na ziemi. Tą niewielką książeczką oddaję hołd nie tylko ,,Dzikiej przyszłości”. Inspirację stanowiły dla mnie też dwa inne dzieła.
,,Man After Man: An Anthropology of the Future” (,,Człowiek po człowieku: Antropologia przyszłości”) to książka nigdy przeze mnie nie przeczytana, jednak ilustracje z niej łatwo znaleźć w Internecie. Autor, Dougal Dixon, jeden z twórców ,,Dzikiej przyszłości” przedstawił potomków człowieka – najpierw powstałych wskutek ingerencji technologii i bioinżynierii, później doboru naturalnego. Kuriozalne stwory pochodzące od ludzi to fascynujący pomysł. Gatunek tundrzaków obecny w tej książeczce jest bezpośrednim nawiązaniem do jednego z pomysłów Dixona. Tworząc swoje gatunki post-ludzi postawiłem jednak wyłącznie na dobór naturalny. Historia utraty tego, co czyni nas sapiens wskutek odebrania z dnia na dzień wszystkich zdobyczy cywilizacji to punkt wyjścia dla wielu ciekawych pytań różnorakiej natury.
Motyw rasy inteligentnych istot przenoszących jeden gatunek na obcą planetę częściowo zaczerpnąłem z projektu ,,Serina” Dylana Bajdy. Internetowy artysta zadał pytanie: ,,w ile gatunków mogłoby rozwinąć się jedne zwierzę zostawione samo sobie na planecie bez drapieżników?” a następnie sam dał odpowiedź.
Rasa tajemniczych, niezwykle inteligentnych istot terraformuje odległy księżyc tworząc tam podstawy ekosystemu przez wprowadzenie roślin i mikroorganizmów. Do wody wprowadza kilka gatunków ryb, a następnie wprowadza na Serinę, bo taką nazwę nosi ów księżyc jej przyszłych władców – kanarki. Następne dziesiątki milionów lat to rozwój jednego gatunku ptaka w niezliczone rzesze innych.
W przypadku mojej książki wszystko wygląda nieco bardziej dramatycznie. Zamiast spokojnego eksperymentu na zwierzętach mamy tu do czynienia z ewakuacją nielicznych ludzi, których nowe środowisko dopiero zamieni w zwierzęta. Ze względu na to, że nowy dom ludzkości posiada własną faunę i florę o przebogatej tradycji, potomkowie Homo sapiens nigdy nie osiągną takiej różnorodności jak kanarki na Serinie.
Dość już o inspiracjach i prekursorach, czas o książce, którzy trzymają Państwo w rękach.
Gdyby piszące te słowa posiadał umiejętności plastyczne większe niż te u przeciętnego kłacza, książka ta byłaby ilustrowanym przewodnikiem po hipotetyczne j przyszłości ludzkości. Ewolucyjne gdybanie w dużej mierze opiera się na frajdzie z oglądania fikcyjnych gatunków, każde ze wspomnianych dzieł oparte jest pokazywaniu fantastycznych istot. Dlatego jest mi niewymownie przykro, że sawanniarze, oazowcy, biegaki. wyspiaki skalne i inne formy nie będą mogły zaprezentować się przed Państwem w całej swojej okazałości. Od czego jednak jest wyobraźnia, już zawsze będę ciekaw, jak Państwo wyobrażali sobie istoty z tej książki.
Proszę też nie traktować tej książki jako naukowych, popartych wielogodzinnymi rozmowami z ekspertami z Oxfordu, Cambridge czy Harvardu, rozważań. Postrzegam ją jako swoisty przewodnik science-fiction, a nie pracę popularnonaukową. Jednocześnie starałem się, by nie dać się zbytnio ponieść własnej wyobraźni i nie dać wyewoluować ludziom w meduzy w ciągu pięciu lat.
Żywię nadzieję, że niniejsza książeczka dostarczy Państwu miłej rozrywki, a może nawet sprowokuje do kilku przemyśleń. Przejdźmy zatem do historii najnowszych mieszkańców planety Moga-K, która powie więcej, niż najdłuższy wstęp.
KIEDY LUDZKOŚĆ PRZESTAŁA BYĆ LUDZKOŚCIĄ
W 2050 roku ludzkość stanęła na krawędzi zagłady. Od czasu erupcji superwulkanu Toba gatunek Homo sapiens nie był tak bliski zagłady. Oto nadszedł bowiem czas kolejnej ogromnej erupcji. Wulkan w amerykańskim parku narodowym Yellowstone wybuchł, co nie zaskoczyło nikogo – spodziewano się tego jeszcze od XX wieku. Nie spodziewano się natomiast skali zniszczeń. Oczywiście już wcześniej spodziewano się, że erupcja tego wulkanu zagrozi istnieniu cywilizacji – ale żeby los całej ludzkości stanął pod znakiem zapytania? Ogromne połacie Ameryki Północnej zmieniły się w kolosalny krater widoczny nawet z kosmosu. Potęga wulkanu nie została doceniona, najgorsze koszmary badaczy nie ujęły ogromu koszmaru.
I, w istocie, już dziesięć lat później ludzkość zniknęła z powierzchni Ziemi. Głód, choroby czy zimno nie oglądały się na rasę, wyznanie czy narodowość. Obywatele Kenii, Japonii, Francji, Indii, Kolumbii, Republiki Południowej Afryki czy Szwecji – wszyscy podzielili ten sam los. Największe umysły, najtężsi siłacze nie byli w stanie poradzić sobie w piekle, jakim stała się Błękitna Planeta. Dziesięć lat. Tyle zajęła agonia rasy ludzkiej na Ziemi.
Homo sapiens jednak przetrwał.
Rasa dziwnych badaczy kosmosu obserwowała Ziemię od dłuższego czasu. Dziwne dwunogi zbudowały imponującą, choć wciąż ograniczoną tylko do jednej planety cywilizację. Ich wyginięcie byłoby niepowetowaną stratą – badacze kosmosu byli pod wrażeniem dokonań kultury tak zwanych ,,ludzi”. Muzyka czy mnogość języków czyniły z nich nad wyraz interesujące istoty.
I świetny obiekt do eksperymentu.
Tuż po erupcji wulkanu badacze kosmosu wystrzelili promień teleportacyjny, by przenieść pięciu tysięcy ludzi z jednego miasta na inną planetę, odkrytą niedawno przez Homo sapiens Moga-K. Znajdująca się w układzie słonecznym Moga w galaktyce Andromedy planeta była rajem, a przynajmniej jego zalążkiem. Panował tam dość ciepły klimat, nie było tam zwierząt większych od lisa. Chyba jedynym problemem była uboga roślinność; lasy na Moga-K były rzadkością, większość lądów pokrywały sawanny, pustynie i góry. Jedyna puszcza znajdowała się na bezimiennym kontynencie leżącym na południe od równika.
Pięciu tysięcy ludzi zostało uratowanych.
Pięciu tysięcy, których potomkowie mieli przestać być Homo sapiens.
(c.d.n.)
Komentarze