Moralność
Warszawiacy przeniesieni na Moga-K byli ,,wyposażeni” w dwóch prawników, ci jednak nie przetrwali początkowego ataku paniki. Jeden odbiegł daleko w pustynię, zawodząc i wołając swoją żonę, drugi zębami otworzył sobie żyły krzycząc, by dano mu umrzeć. Nie udało się go uratować. Wszelkiego rodzaju kodeksy straciły znaczenie już w dniu Przeniesienia.
Moralność przetrwała jednak zaskakująco długo bo przez kilkaset tysięcy lat, zanim do reszty wyparły ją prawo dżungli oraz zanik rozumności. Pewne wartości, czy to wynikające z wyznawanej religii, czy z szeroko rozumianego humanizmu, wiodły ludzi jeszcze przez całe długie pokolenia zmieniając się w szczegółach, ale w rdzeniu pozostając trwałe.
Ogromnym zmianom uległa jedynie kwestia seksualności. Przetrwanie gatunku było swoją drogą, ale do ludzi dotarło, że zespolenie fizyczne stało się jedyną przyjemnością i jedną z niewielu rozrywek. Nie można już było uraczyć się chłodnym, orzeźwiającym piwem. Nie można było słuchać muzyki. Nie można było obejrzeć filmu, zagrać w grę towarzyską lub wideo, przeczytać książki. Kilka osób dotknął głód narkotykowy, palacze chodzili źli jak osy.
Niektórzy nad rozrywkę przekładali wyniesione z domu wartości. Niezależnie od nudy i strachu trwali przy swojej, mniej lub bardziej kochanej, drugiej połówce.
Inni urządzali orgie pod gołym niebem próbując zapomnieć o strachu, chłodzie i tęsknocie za domem. Ludzie o purytańskiej wręcz moralności na Ziemi stawali się ekspertami ars amandi na Moga-K.
Do sporów natury etycznej dochodziło często, przykładowo kobieta, która w ponad dekadę urodziła siedem dzieci zaczęła spodziewać się kolejnego. Powiedziała, że ma dość, zrobiła swoje dla gatunku i teraz wyskrobie tego pasożyta. Nie będzie znosiła bólu porodu po raz kolejny. Grupa mieszkająca przy oazie, bo tam doszło do tych wydarzeń, podzieliła się. Jedni mówili, że zgadzają się z kobietą, że po urodzeniu tylu dzieci ma prawo do wyboru. Inni ze względów religijnych lub etycznych mówili, że byłby to pierwszy krok usprawiedliwiający zabijanie ludzi.
Partner kobiety prosił, by nie usuwała dziecka, nerwowo żartował nawet, że przekopie całą pustynię i zamieni ją w ogród na jej cześć. Kobieta urodziła w końcu córkę, lecz aż do momentu przekwitania nie chciała być blisko fizycznie z żadnym mężczyzną.
Spory światopoglądowe w świecie bez władz i policji prowadziły do awantur i rękoczynów. Kończyło się nawet na złamaniach, sześć razy w ciągu pierwszych stu lat doszło do przypadkowego zabójstwa.
Szczególnie odrażające czyny karano wygnaniem z grupy. Opornych bito i opluwano aż odeszli. Jednak i tak kilka razy doszło do zastosowania najbardziej surowego wymiaru kary. Dożywocie nie było możliwością, choć ostateczne pozbycie się zbrodniarza potrafiło prowadzić do kolejnych swarów i dysput na gruncie moralności.
Uroda
Cztery grupy warszawiaków wyposażone zostały jedynie w kilka kosmetyczek oraz w najlepszym przypadku dwie pary nożyczek.
Szybko jednak okazało się, że ten, kto nie miał pary miał pecha – nie można było wybrzydzać a uroda miała drugorzędne znaczenie.
Chłopak marzący o upojnej nocy z długowłosą dziewczyną o alabastrowej skórze musiał starać się o potomstwo z wytatuowaną kobietą dobiegającą czterdziestego roku życia. Imprezowiczka i obiekt westchnień połowy roku na studiach spotykająca się tylko z najprzystojniejszymi ciachami nagle musiała stać się partnerką dla pryszczatego licealisty z łupieżem.
Nie oznaczało to jednak, że poczucie estetyki zanikło z pokolenia na pokolenie. Potrzeba podobania się wybrankowi lub wybrance była motorem napędowych dla eksperymentów. Kobiety, niezależnie od miejsca, w którym przebywały, starały się znaleźć sposób na prowizoryczny makijaż lub depilację. Pary parami, ale zdrady zdarzały się nagminnie…
Niektóre niewiasty gotowe były dużo zaryzykować dla zachowania choć pozorów szyku. Szukały czegokolwiek, by pofarbować włosy, zapamiętale szczypały się w policzki, by wykwitły na nich rumieńce. Pogoń za pięknem prowadziła czasami do zabawnych, czasami do tragicznych sytuacji. Niejaka Małgorzata Zając z dżungli próbowała upleść wianek na włosy , co skończyło się ich skołtunieniem i długim usuwaniem z nich liści i gałązek. Jej sąsiadka z Warszawy przeniesiona promieniem teleportacyjnym na sawannę straciła wzrok w lewym oku po tym, jak próbowała użyć soku czarnych kulek znalezionych w pniu drzewa do nadania większej czerni rzęsom.
Pojęcie higieny szybko zmieniło swe oblicze. Brudne paznokcie przestały być nietaktem, nie chodziło o to, by ładnie pachnieć, lecz o to, by pachnieć znośnie. Kobiety i mężczyźni na zmianę myli się w jeziorach i potokach bez piany oraz mydła. Niejedna kąpiel kończyła się mokrymi oczami, gdy przypominano sobie wannę z gorącą wodą i film oglądany w ręczniku na głowie.
Wraz z pojawianiem się kolejnych pokoleń i rozmywaniem się pamięci o dawnych standardach urody zanikały eksperymenty i higiena w ludzkim tego słowa znaczeniu. Kobiety zaczęły uwodzić na inne sposoby niż ich antenatki , mężczyźni zalecali się inaczej niż ktokolwiek w pierwszej połowie XXI wieku mógłby sobie wyobrazić. Obserwatorzy kosmosu byli jednak pod wrażeniem tego, jak usilnie ziemskie przyzwyczajenia trzymały się w pierwszym pokoleniu i jak ostrożni na co dzień ludzie ryzykowali dla czegoś takiego jak uroda i przypodobanie się drugiej połówce. Zwłaszcza, gdy w imię przetrwania swego rodzaju zdolni byli do wielkich wyrzeczeń w kwestii doboru matki lub ojca dla swojego dziecka.
Dla próżności nie było jednak miejsca na Moga-K. Dbałość o wygląd była jedną z pierwszych utraconych spuścizn ludzkości.
Zmierzch kultury
Umiejętność pisania i czytania okazała się zupełnie nieprzydatna w walce o przetrwanie. Nie można było wytworzyć pergaminu ani papieru, Moga-K nie posiadała swojego poradnika przetrwania.
Pierwsze pokolenie walczyło o zachowanie kultury. W grupie, której domem stała się oaza pośrodku pustyni mieszkał pan Leon, siedemdziesięcioletni mężczyzna, który znał na pamięć ,, Pana Tadeusza”. Było coś niezwykle krzepiącego w fakcie, że w tym obcym środowisku ktoś opowiadał o czymś tak egzotycznym, jak Soplicowo czy wojny napoleońskie. Brzmiało to niemal jak fantastyka: czasy, gdy świat był tak prosty, tak… ziemski. Pan Leon recytował bez zająknięcia, był ostatnią książką audio w dziejach Homo sapiens. Nawet ci, którzy w czasach szkolnych uważali ,,Pana Tadeusza” za relikt epoki kamienia łupanego nie potrafili ukryć łez, gdy pan Leon opowiadał o prostym, szczęśliwym świecie, który utracili.
Gdy pewnego dnia serce pana Leona zabiło po raz ostatni ci, którzy go znali poprzysięgli, że ,,Pan Tadeusz” stanie się niezniszczalnym wspomnieniem ich poprzedniego życia, czymś, co przetrwa przez setki pokoleń nawet, jeśli nie ostanie się po nim słowo pisane.
Sześćset lat później nikt nie umiał podać nawet zarysu dzieła Mickiewicza. Tradycja ustna żyje trzysta lat, zwłaszcza w społeczeństwie, które całe życie brało nośniki danych za coś oczywistego.
Komentarze