W innych częściach świata przez lata opowiadano sobie o dorobku światowej kultury. Nie tworzono jednak instrumentów, tworzyw, ani materiałów piśmienniczych; bo nie było z czego robić narzędzi. Zresztą były ważniejsze sprawy.
Początkowo we wszystkich grupach, niezależnie od siebie, podjęto próby przekazania wiedzy o alfabecie najmłodszym. Dzieciom jednak bardziej przydawało się rozpoznawanie jadalnych roślin i nauka radzenia sobie z kaprysami pogody, niż uczenie się dziwnych znaczków rysowanych patykiem w ziemi. Słowa jak ,,ekran”, ,,laptop”, ,,komputer” czy ,,rzeczywistość wirtualna” może i brzmiały ciekawie, ale nic dzieciom nie mówiły. Bardziej zrozumiałe było to, co widziały na niebie. Słońce, albo te trzy księżyce. ,,Trzy” to było inaczej ,,jeden, jeden i jeden”. To brzmiało sensownie – nie to, co jakiś ,,Internet”.Choć pierwsze pokolenie nie chciało się do tego przyznać, zachowanie wspomnień o ziemskiej kulturze nie było priorytetem. Najważniejsze były jedzenie, picie, prowizoryczne schronienie i dzieci. Wiedza o dawnym życiu zanikała w zastraszającym tempie.Jedynym przejawem kultury stały się opowieści, których repertuar co kilkaset lat ulegał zmianie. Tym niemniej jeszcze tysiąc lat po Przeniesieniu w jakiejś opowieści, która nocą niosła się wśród drzew tajgi dało się słyszeć echa legend o tajemniczym, odzianym od stóp do głów Dafcie Faberze.Zanik spuścizny cywilizacjiW różnych grupach zdobycze cywilizacji zanikały w innym tempie i w inny sposób. Przykładowo ubrania najszybciej znikły przy oazie, już kilka pokoleń po Przeniesieniu. Noce były chłodne, wręcz zimne, jednak ogromne liście rosnących tam roślin świetnie sprawdzały się jako śpiwory.Chłodna tajga wymusiła korzystanie z ubrań dłużej niż gdziekolwiek indziej, jakieś ich formy noszone były jeszcze 80 000 lat po Przeniesieniu. Robiono je ze strzępów skór małych zwierząt połączonych lepką żywicą. Zapewniały wątpliwą ochłonę przed chłodem, ale jak powiedziano by to krótko po Przeniesieniu: “na bezrybiu i rak ryba”.Ludzie na Moga-K nie umieli wytwarzać narzędzi, nieporadne próby obrabiania kamieni kończyły się jedynie pokaleczonymi dłońmi. Sztuka, którą ich przodkowie doskonalili setki tysięcy lat niemal momentalnie przepadła. Szczęśliwie kilka osób w każdej grupie jako tako nauczyło się rozniecać ogień i szybko podzielili się tym odkryciem z towarzyszami niedoli.Mowa ulegała znacznemu zubożeniu. Wspominanie świata XXI wieku u progu erupcji Yellowstone było jak rozdrapywanie wciąż świeżej rany. Prosty żywot w dziczy wymagał raczej zrozumiałych komunikatów niż elokwencji, mowa stopniowo uległa dużemu uproszczeniu, choć przetrwała jeszcze długo, najdłużej ze wszystkich dziedzictw ludzkości. Jeszcze pierwsze, humanoidalne gatunki, które wyewoluowały z ludzi potrafiły porozumiewać się w odrobinę bardziej złożony sposób niż zwykły to czynić pospolite zwierzęta.Opowieści o poprzednim życiu, choć bolesne, przypominały największą w historii sesję plotkowania. W chwilach zwierzeń pierwsze pokolenie opowiadało drugiemu o technologii, sporcie, politykach, dziełach kultury. Drugie pokolenie po śmierci pierwszego wyolbrzymiało lub lekko przeinaczało zasłyszane opowieści przekazując je trzeciemu. Nacechowanie emocjonalne również miało tu niebagatelne znaczenie wpływając na obiektywizm, a konkretniej jego brak, w przekazie.Jakiekolwiek próby tworzenia zalążków państwa czy nawet stałego osadnictwa upadały bez możliwości stworzenia skodyfikowanego prawa, ludzie stali się nomadami.Ich czas miał zresztą przeminąć, jednolity gatunek zaczynał się powoli dywersyfikować…Koniec ludzkościPrzez dziesiątki tysięcy lat bycie gatunkiem rozumnym wyróżniało ludzi na Moga-K, ostatecznie jednak duży i złożony mózg stał się zbędnym balastem. Inteligencja pozostawała w cenie; zaradność i spryt były przydatne przy zdobywaniu pożywienia. Jednak w dziczy najlepiej radzili sobie ci, którzy byli szybcy, zwinni i silni, ciało okazało się bardziej przydatne niż umysł. Brak większych zagrożeń takich jak łaknących ludzkiego mięsa drapieżników spowodował, że rozumność i zaawansowana inteligencja nie były priorytetem. Ponadto ludzki mózg wymagał ogromnych ilości kalorii, które w sytuacji przybyszów na Moga-K przydawały się bardziej mięśniom.Mózg stanowiący symbol rozumności niepostrzeżenie dla kolejnych pokoleń ludzi, a momentalnie dla badaczy kosmosu ulegał degeneracji pod względem możliwości intelektualnych stając się jednocześnie mniej wymagającym pod względem zapotrzebowania na kalorie. Drogą kompromisu istoty, którym początek dali ludzie zachowały wysoką inteligencję zbliżoną do tej małp człekokształtnych – przynajmniej póki co.Tylko wielka oaza na pustyni dała początek mało inteligentnemu, niemal pozbawionemu instynktu samozachowawczego gatunkowi. Absolutne bezpieczeństwo zabiło nie tylko rozumność, ale i wysoką inteligencję, spadek po dawnych władcach planety Ziemia.600 000 lat po PrzeniesieniuPo upływie sześciuset tysiącleci Moga-K wyglądała tak samo jak w dniu przeniesienia.Ludzie już nie.Gdyby istniał wśród nich ktoś, kogo można by określić mianem uczonego, i ten ktoś byłby świadomy istnienia pozostałych grup, pewnie zadawałby sobie pytanie, czy potomkowie pierwszych przybyszy podzielili się już na kilka gatunków, czy są to jeszcze tylko odmiany człowieka (coraz mniej) rozumnego.Obserwujący wszystko badacze kosmosu na własny użytek stworzyli podział, który w nieistniejącym już języku polskim brzmiałby:– sawanniarze – śniadzi i smukli sprinterzy. Niestraszne im były okresowe pożary wysokich traw, zdolni byli do długich, forsownych marszy. Poszczególne quasi plemiona czy raczej watahy nie były świadome, że pochodzą od jednej grupy przerażonych ludzi. Panowała niepisana i praktycznie niewypowiedziana zasada niewchodzenia sobie w drogę.– oazowcy – ciemnoskórzy i słabi fizyczne, za to zdolni do wytrzymywania najgorszej spiekoty. Rodzili się i umierali na powierzchni niewiele większej niż obszar XXI wiecznej Francji, setki tysięcy lat wcześniej pustynia pochłonęła tych, którzy oddalali się od wody. Przez te wszystkie lata przetrwała tylko jedna mądrość: trzymaj się blisko zieleni i grupy. Życie oazowców było prawdziwą sielanką, choć ich populacja zawsze była niewielka. Żywili się wyłącznie roślinami, nie znali zagrożeń innych niż pustynia otaczająca ich dom. Większość dnia spędzali w cieniu skał i roślin, choć spiekota była im niestraszna.
– tajgowcy – bladzi i krępi . Część z nich rozpoczęła migrację w kierunku północnej tundry. Fizycznie przypominali neandertalczyków, wprawne oko mogło jednak dostrzec dość gęste – jak na ludzi – owłosienie. Sztuka tworzenia ubrań zanikła już dawno temu, a więcej włosów pozwalało przetrwać zimne noce. Tajgowcy nie siedzieli w jednym miejscu – im więcej pysznych, odpornych na chłody bulw, tym miejsce lepiej nadawało się do zamieszkania. Bulwy były pierwszym pokarmem ich antenatów i, po tylu tysiącleciach, wciąż najważniejszym pożywieniem tajgowców.
-dżunglarze – gałęzie drzew kryły prawdziwe skarby – pyszne, słodkie owoce i gniazda małych zwierząt. Ten, kto jest zwinny i potrafi przemieszczać się po gałęziach nigdy nie umrze z głodu. Sprawne ręce do wspinania są lepsze niż nogi do sprintu. Na ziemi się odpoczywa i śpi, na drzewach działa. Zabawa, zdobywanie pożywienia, popis sprawności przed potencjalną partnerką – to wszystko domena drzew. Taka filozofia wiodła dżunglarzy ku staniu się nowym gatunkiem.
Komentarze