AktualnościNie przegapZobacz

Kiedy ludzkość przestała być ludzkością. Część VII

Darowizna na cele statutowe Fundacji Dzielna Matka:

PLN
Podziel się wpisem:

Pierwszy kontakt

    Można zastanawiać się co by było, gdyby cztery grupy, w których skład wchodziły pierwsze pokolenia miały szansę się spotkać. Czy razem miały szansę zachować swoje człowieczeństwo? Czy miały szansę na odbudowę cywilizacji od zera? Czy umysły, którym nie dane się było spotkać mogłyby wspólnie na nowo rozpalić iskrę pomysłowości, co z czasem doprowadziłoby do spełnienia marzenia pierwszego pokolenia o odbudowaniu populacji i spuścizny Archimedesa, Kopernika, Tesli czy Einsteina? Kto wie, może z czasem homo sapiens opuściliby Moga-K i trafili na planetę swoich przodków. Nie da się jednak tego stwierdzić, gdyż podstawą eksperymentu badaczy kosmosu było trwałe rozdzielenie kilku grup po to, by mogły wyewoluować w nowe formy.
    Teraz jednak, po milionach lat, odlegli potomkowie dwóch grup przeniesionych tu warszawiaków miało się spotkać. Gdyby doszło do tego na samym początku, gdy istniały takie pojęcia jak ,,warszawiak” czy ,,język polski” takie spotkanie przyniosłoby radość. ,,Nie jesteśmy sami” myśleliby członkowie dwóch różnych grup, kto wie, może byłoby to dla nich motywacją do szukania innych mieszkańców stolicy Polski.
Tyle, że teraz nie miało dojść do spotkania Polaków z Polakami, ludzi z ludźmi. Miało dojść do kontaktu między dwoma gatunkami, których linie rozwojowe oddzieliły się miliony lat wcześniej.
Ten dzień nie rozbrzmiewał fanfarami, nie poprzedziły go dziwne znaki na niebie i ziemi. Grupa biegaków zaczęła dzień jak każdy inny. Humanoidy o długich nogach biegły przez sawannę za swoim śniadaniem. Polowanie zakończyło się sukcesem, biegaki ucztowały z lubością rwąc zębami surowe mięso i zlizując krew cieknącą im po brodach. Gdy ruszyły dalej gotowe przeżyć do następnego dnia dotarły na granice tego, co jeszcze tak niedawno w geologicznej skali czasu było granicą wielkiej oazy i pustyni wypartej teraz przez sawannę.
Po ugaszeniu pragnienia pijąc wodę z jednego z jeziorek biegaki dostrzegły coś, czego nigdy nie widziały.
Małe, czarne istoty z krótkimi kończynami obserwowały sprinterów sawanny spokojnym wzrokiem. Nie uciekały, nie przejawiały wrogich zamiarów. W głowie żadnego leniwca ani biegaka nawet nie pojawiła się myśl o podobieństwie. Były to obce gatunki, choć ich praprzodkowie mijali się w warszawskim metrze.
    Fizyczne podobieństwo kończyło się na nagiej skórze. Biegaki, wysokie i dumnie wyprostowane górowały nad ni to leżącymi ni to siedzącymi leniwcami. Przez pewien czas jednak oba gatunki wzajemnie się ignorowały. Posiadający inteligencję na poziomie wilków drapieżcy nie jedli mięsa dziwnie pachnących istot; pozbawione instynktu zachowawczego i mało lotne leniwce nie obawiały się tego, co nowe.
    Pewnego wieczoru jednak wiedziony zwykłą ciekawością i głodem młody biegak zbliżył się do małej grupy leniwców leżących przy brzegu małego zbiornika wodnego. Jedna z małych istot spojrzała na niego. Ich twarze, choć kryjące w sobie podobieństwo do ludzkich, nie wyrażały emocji. Puste spojrzenia, brak słów, tylko drapieżnik i nieduży roślinożerca o słabych mięśniach nienawykły do ruchu. Wciąż z niewzruszonym wyrazem twarzy biegak wyciągnął ręce, podniósł spokojnego, może tylko nieco zdziwionego leniwca i zatopił ostre zęby swojej silnej szczęki w ciele ofiary. Leniwiec pierwszy raz doświadczył takiego bólu, ale bez instynktu i siły mięśni nie miał jak się obronić. Jego pobratymcy nieznacznie podnieśli głowy, ale choć sytuacja była im obca, nie czuli strachu i nie czuli go aż do chwili gdy pobratymcy młodego biegaka nie poszli za jego przykładem smakując pierwszy kęs ich wątłych, spoconych ciał.
 Biegaki odkryły skromną żyłę złota. Populacja leniwców zawsze była mała, więc biegaki nie mogły cieszyć się długo smakiem małych, czarnych, obficie pocących się stworzeń. Leniwce wyginęły raptem w kilkaset lat. Potomkowie tych, którzy jako ostatni słyszeli strofy ,,Pana Tadeusza” okazali się ślepą uliczką ewolucji na Moga-K. Bezpieczeństwo niezliczonych pokoleń stało się zgubą tych leniwców, które spotkały biegaków.
Badacze kosmosu nie byli zaskoczeni takim obrotem sprawy, choć niektórzy czuli ukłucie zawodu – czyż nie byłoby fascynujące, gdyby gatunek żyjący miliony lat w bezpieczeństwie i przez to skazany na zagładę w przypadku spotkania z drapieżnikami jednak przetrwał i, być może, z czasem dałby początek innemu, rozumnemu? Wciąż jednak pozostały trzy inne, dalece lepiej przystosowane do przetrwania linie rozwojowe.
35 milionów lat po Przeniesieniu

Minęło 35 milionów lat od dnia Przeniesienia. Moga-K przechodziła różne przeobrażenia, choć układ kontynentów nie uległ większym zmianom. Eksperyment badaczy kosmosu przyniósł nad wyraz interesujące obserwacje. Miliony lat przyniosły utratę wszystkiego, co Homo sapiens osiągnęli na ziemi. Nie było już rozumu, sztuki, kultury, religii, zasad czy mowy. A jednocześnie potomkowie ludzi wciąż stanowili kuriozum.

Według ustaleń badaczy kosmosu życie na planecie Moga-K narodziło się trzy i osiem setnych miliarda lat wcześniej. Rośliny i zwierzęta pojawiały się i umierały. Masowe wymierania i złote ery życia na planecie przeplatały się w cyklu życia i śmierci. Każde stworzenie, każdy gatunek czy rodzaj miały jednak drzewo genealogiczne, poszczególne istoty były mniej lub bardziej ze sobą spokrewnione.

Pojawienie się ludzi było czymś nienaturalnym. Nie byli gałązką na drzewie ewolucji, ich obecność był zwykłym kaprysem i owocem ciekawości badaczy kosmosu. Nie zmienili Moga-K w diametralny sposób, a nawet dopasowali się do tutejszych warunków pozornie wtapiając się w otoczenie.

Nawet po dwudziestu pięciu milionach lat powstałe z nich formy rozwinęły się jednak według nieco innych zasad. Ludzkość nie dała początku setkom czy nawet dziesiątkom nowych gatunków. Nie zajęła każdego kontynentu, nie dotarła na każdą wyspę i wysepkę. Moga-K przemierzało ledwie kilka gatunków żyjących obok lub w cieniu tych, którzy mogliby przedstawić swój rodowód od momentu uformowania się pierwszych organizmów.

Lasy w których mieszkały niegdyś nocki ciągnęły się niemal przez cały kontynent, który był ich domem. Las trwał, nocki jednak odeszły w przeszłość. Ich miejsce zajęły bujaki, które, o ironio, mogłyby świetnie dogadać się z drzewakami, gdyby oba te gatunki znały pojęcie języka.

Bujaki poruszały się za pomocą długich, silnych kończyn górnych. Huśtając się na gałęziach przemieszczały się z drzewa na drzewo. Zwierzęta mieszkające w koronach drzew stanowiły główne pożywienie bujaków, choć delikatne liście również były ich przysmakiem.

Bujaki były samotnikami, zbyt wielu osobników na jednej gałęzi byłoby czystą głupotą. W przeciwieństwie do swoich antenatów bujaki nie posiadały wielkich oczu, choć zachowały niewielkie rozmiary. Ich ciała pokryła lekka sierść. Przypominały pozbawione ogona małpiatki.


Podziel się wpisem:
Program Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030Sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności - Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030Narodowy Instytut Wolności

Terytorialsi wesprą Straż Graniczną

Previous article

Koniki już czekają na Was

Next article

Darowizna na cele statutowe Fundacji Dzielna Matka:

PLN

Komentarze

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Słowo wstępne

Drodzy Czytelnicy,
 dziękujemy Wam wszystkim i każdemu z osobna za wsparcie i zaangażowanie. Od 2021 roku utrzymujemy się sami, co oznacza, że nie mamy dotacji na projekt. Zachęcamy do wpłat na naszych dziennikarzy z niepełnosprawnościami sprzężonymi .  Nie przestajemy pisać! Działamy bez zmian! Dziękujemy, że jesteście z nami i zapraszamy do lektury magazynu.

Redakcja Dzielnej Matki

 

Darowizna

Darowizna na cele statutowe Fundacji Dzielna Matka:

PLN

Popularne wpisy

Login/Sign up