155 milionów lat po Przeniesieniu
Superkontynent rozpadał się już, gdy upłynęło 155 milionów lat od Przeniesienia. Zaczynałyły się tworzyć nowe morza i jeziora, poszczególne kontynenty zaczęły się formować.
Moga-K po raz kolejny zaczęła zmieniać swe oblicze. Rosnąca aktywność wulkaniczna spowodowała gwałtowne ocieplenie klimatu. Żyjące na globie zwierzęta po raz kolejny musiały przystosować się, albo zginąć.
Na szczęście aktywność wulkaniczna była rozłożona w czasie i nie przyniosła ogromnego masowego wymierania. Wciąż jednak słowem kluczowym były słowa z polskiej komedii, którą pierwsze pokolenie znało jako jeden z klasyków epoki PRL-u. ,,Zmiany, zmiany, zmiany” następowały na Moga-K w sposób nieubłagany.
Step, na którym mieszkały Gigalopy zamienił się w pustynię. Trawa ustąpiła miejsca piaskowi i kamieniom.
W tym nowym środowisku nie było już miejsca dla gigalop. Potomkowie ludzkości wciąż jednak przemierzali te tereny. Piaskowiaki pod względem anatomicznym nie zmieniły się bardzo w stosunku do gigalop. Z łatwością można by było powiedzieć, od jakiego gatunku pochodzą. Dwoma zasadniczymi różnicami były rozmiary. Piaskowiaki były o wiele mniejsze, skurczyły się do rozmiarów sporego lisa. Ich uszy natomiast zwiększyły rozmiary w stosunku do reszty ciała pomagając w chłodzeniu organizmu swoich właścicieli.
Ogromnym zmianom uległo też zachowanie potomków gigalop. Wielkie stada odeszły w przeszłość, piaskowiaki wiodły samotny tryb życia. Choć ewolucja zwykła nagradzać dużą inteligencję, piaskowiaki radziły sobie świetnie nie będąc tak dobrymi strategami jak ich przodkowie. Wystarczyły im kończyny odporne na żar piasku, wielkie uszy do chłodzenia ciała oraz wiedza, gdzie zdobyć jedzenie i znaleźć partnera.
Góry, które stanowiły dom dla innych potomków padliniaków nie zdążyły ulec znaczącej erozji. Wciąż były to wysokie, ostre szczyty pod którymi kwitło życie. W górach było jednak teraz odrobinę cieplej, granica wiecznego śniegu przesunęła się wyżej. Zwierzęta i rośliny dostosowały się do nowych warunków dając początek nowym gatunkom.
Kozłaki na przykład stały się różkami.
Twarde kaski z czasem przekształciły się w krótkie, grube rogi. Okazało się bowiem, że kozłaki, które miały nieco bardziej szpiczaste hełmy od adwersarza wygrywały. Rogi były krokiem naprzód w tych zawodach.
Wygląd i zachowanie podstępniaków nie uległo tymczasem zmianie. Żyły tak, jak ich przodkowie.
Podmokły las przekształcił się natomiast w parne, gorące mokradła. Żyjący tu potomkowie człowieka również nie ulegli dużym zmianom, choć wyodrębniło się od nich kilka pomniejszych, wyspecjalizowanych odmian, które z czasem mogły dać początek nowym gatunkom. Od milionów lat na Moga-K panował spokój, podział superkontynentu dopiero się zaczynał. Zmiany klimatyczne, choć spore i na globalną skalę nie zaszkodziły odległym potomkom rodzaju ludzkiego.
Następnych kilka milionów lat miało jednak obfitować w zmiany. Superkontynent miał rozpaść się całkowicie a Moga-K wkroczyć w kolejną epokę.
Cykl życia i śmierci trwał nie oglądając się na wygodę żadnego gatunku.
Z biegiem czasu zaczęły powstawać głębokie szczeliny układające się w zarys nowych lądów, zaś jeziora i morza będące heroldami rozpadu superkontynentu rozciągały się w nieraz ogromne akweny. Aktywność wulkaniczna zaczęła również stopniowo się uspokajać powodując stopniowe ochłodzenie się klimatu. Czas epoki lodowcowej jeszcze nie nadszedł, Moga-K miała czasowo zostać opanowana przez klimat umiarkowany.
Gdyby zamieszkujące je zwierzęta obserwowały niebo i z pokolenia na pokolenie opowiadały sobie o tym co widzą, zauważyłyby pewną zmianę. Jeden z trzech bezimiennych księżyców Moga-K, któremu NASA nie zdążyła nadać oficjalnej nazwy przed końcem ludzkiej cywilizacji, wypadł z orbity i przestał być księżycem. Uwolnił się od siły przyciągania planety i stał się niezależnym ciałem niebieskim, które ruszyło w podróż po galaktyce.
Mieszkający niegdyś na Moga-K ludzie byli zafascynowani widokiem trzech księżyców. Zanim zanikła kultura i inteligencja, nawet, gdy priorytetem miłości fizycznej było przetrwanie dziedzictwa warszawiaków, kochankowie z czterech różnych grup urządzali sobie schadzki w blasku trzech księżyców. Zanim romantyczność ustąpiła miejsca instynktowi przetrwania niejeden mężczyzna zachwycał się nagim ciałem ukochanej spowitym blaskiem dwóch czy nawet trzech księżyców naraz. Warszawianki, ich córki, wnuczki i jeszcze wiele pokoleń później, wyglądały jak księżycowe rusałki.
Nic jednak nie mogło trwać wiecznie i teraz Moga-K została tylko z dwoma naturalnymi satelitami.
Tymczasem badacze kosmosu postanowili podsumować dotychczasowy przebieg eksperymentu. Byli rasą pacyfistów i pragmatyków, spory miały służyć do znajdowania najlepszych rozwiązań, nie do bezproduktywnych wojen i przemocy. Przy okazji podsumowania eksperymentu debata była jednak pełna pasji.
A tymczasem u badaczy kosmosu…
Badacze kosmosu nie nawiązali kontaktu z ludźmi przed erupcją wulkanu Yellowstone. Obwieszczenie swego istnienia i przygotowanie grupy najlepszych lingwistów i socjologów do podjęcia próby dogadania się z tymi dwunogami w ich wielu językach nie zdążyły dojść do skutku – ludzie byli nieprzewidywalni, skorzy do przemocy i aroganccy. Ich prymitywna technologia nie mogła równać się z tą badaczy kosmosu i nie mogła im zagrozić, jednak sama obserwacja przez długi czas wystarczała. Gdy stało się jasne, że w ciągu najbliższego 1000 ziemskich lat istnieje 99,99999999999% szansy na jedną z największych erupcji w historii globu, w umysłach badaczy kosmosu zaświtała myśl o eksperymencie.
Badacze kosmosu zdążyli zareagować na erupcję, która miała przynieść koniec ludzkości. Był to też punkt wyjścia do ich wielkiego eksperymentu, badania co stanie z gatunkiem rozumnym, gdy nagle zostaną mu odebrane wszystkie zdobycze cywilizacji. Gdyby erupcja nie była tak potężna, ludzkość, choć zdziesiątkowana, z czasem odbudowałaby cywilizację. Wiedza, zapiski, dokonania przodków spowodowałyby, że po okresie regresu nastałby czas odbudowy.
Na Moga-K ludzie nie mogli znaleźć niczego do pisania, rysowanie patykiem po ziemi działało tylko do pierwszego deszczu czy kilku powiewów wiatru. Nie mieli książek, smartfony w kieszeniach rozładowały się w kilka godzin, lub zostały zniszczone w pierwszym ataku paniki. Bez Internetu i satelitów były zresztą całkowicie bezużyteczne.
Pierwszym tematem podsumowania eksperymentu badaczy kosmosu było pytanie: czy to, co zrobiliśmy było etyczne?
Część dyskutujących stwierdziła, że tak. W momencie przeniesienia Moga-K wolna była od wielkich, krwiożerczych drapieżników, jedna grupa nie miała nawet żadnych powodów do strachu. Straty pozostałych były najczęściej wynikiem wypadków czy zjedzenia czegoś nieodpowiedniego. Przez pierwsze kilka milionów lat praktycznie tylko niemowlęta i małe brzdące były narażone na śmierć w wyniku pogryzienia przez nieduże drapieżniki. Do takich sytuacji nie dochodziło też zbyt często, z wyjątkiem mieszkańców oazy ludzie z innych grup i ich potomkowie mieli z reguły na tyle rozsądku, by baczyć na swoje potomstwo. Wreszcie badacze kosmosu ocalili tych, których na Ziemi czekała śmierć.
Inne stronnictwo twierdziło, że ich eksperymentu nie można było określić mianem etycznego. W imię badań i zwykłej ciekawości pozostawili przerażonych ludzi w nieznanym otoczeniu. Już chwilę wcześniej byli przerażeni słysząc o monstrualnej erupcji, chwilę później otaczające ich miasto zastąpiły dżungla, oaza pośrodku pustyni, sawanna i tajga. Szaleństwo większości z nich było zrozumiałe podobnie jak nigdy nie zaleczone melancholia i depresja pozostałych.
W samej Drodze Mlecznej znajdowały się planety dalece bardziej przyjazne niż Moga-K. Światy, gdzie ludzie byliby jedynymi kręgowcami, swoiste kosmiczne Edeny pozbawione węży. Mieszkańców tajgi nie ocaliłby przypadek, odpowiedniki znanych im ziemskich warzyw i owoców byłyby na wyciągnięcie ręki. Nie mieszkaliby zresztą w chłodnej tajdze, lecz w strefie klimatycznej podobnej do tej, w której mieściła się Warszawa.
Czy etycznym również było odebranie ludziom również zdobyczy medycyny? Na obcej planecie nie było lekarstw, możliwości dezynfekcji, wpływ roślin na ludzki organizm nie był znany. Wielkie ludzkie głowy były problematyczne przy porodzie, wiele kobiet ich pociech zmarło w wyniku braku możliwości przeprowadzenia cesarskiego cięcia.
Wreszcie eksperyment ten kierowany był przede wszystkim ciekawością. Ludzkość przeniesiono w obce miejsce i pozostawiono samej sobie nawet, gdy Ziemia zaczęła otrząsać się po katastrofie.
Po długich naradach badacze kosmosu poprzestali na stwierdzeniu, że choć ich eksperyment nie był w całości etyczny, to jednocześnie nie był okrutny. Ludzie dostali przecież szansę na przeżycie, której nie mieliby na pogrążającej się w mroku i zniszczeniu Ziemi.
Następna część obrad dotyczyła zarchiwizowanych dzieł kultury i nauki. Dzięki zdobyczom technologii daleko wykraczającej poza ziemską, badacze kosmosu ocalili dziedzictwo ludzkości, a następnie podjęli wysiłek przetłumaczenia go na swój język.
Dzięki temu mogli na przykład zrozumieć do czego odnosiły się słowa starca w oazie, które tak wzruszały jego słuchaczy. Poznali historię świata, ziemskie religie oraz wierzenia, obyczaje, odkrycia. Ludzie nie osiągnęli może takiego poziomu zaawansowania jak badacze kosmosu, przejawiali też niepokojące skłonności do mordowania się nawzajem. Byli jednak naprawdę fascynujący, a ich dzieje i kultura niezwykłe. Niejaki Jezus Chrystus naprawdę czynił rzeczy, których badacze kosmosu nie mogli wyjaśnić – włącznie ze zmartwychwstaniem, mimo odniesienia śmiertelnych ran na krzyżu. W czasie tak zwanych wojen światowych ludzie mordowali się na skalę przemysłową, a jednak nie brakowało też ogromnych aktów heroizmu. Mnogość kultur na przestrzeni tysięcy lat była zdumiewająca, a hipokryzja kwitła obok niezłomnego głoszenia, a nawet umierania za swoje wartości. Obserwowanie dziejów ludzkości, nawet przed erupcją Yellowstone było niesamowitym przeżyciem.
Pojawiło też się pytanie o koniec i zasadność dalszego kontynuowania eksperymentu.
W ciągu milionów lat od przeniesienia potomkowie ludzi przybierali różne formy stopniowo oddalając się od swoich korzeni. Nie byli władcami Moga-K, nawet w początkowym okresie musieli pogodzić się z faktem, że konkurencja nie śpi. Mali roślinożercy mogli podebrać jedzenie, podobnie małe drapieżniki mogły zabić dziecko. Badaczy kosmosu nie zdziwił więc fakt, że setki gatunków potomków ludzi istniejących jednocześnie nie wchodziło w grę. Koleje losu, ewolucji i doskonałe przystosowanie innych gatunków do swoich nisz wciąż nie pozwalało na ogromną dywersyfikację gatunków pochodzących od człowieka.
Jednocześnie eksperyment okazał się nad wyraz interesujący: stosunkowo nieliczna grupa gatunków miała za sobą pobyt w różnorodnych środowiskach, ludzcy badacze z XXI wieku mieliby pole do popisu klasyfikując i dzieląc poszczególne gatunki oraz formy przejściowe.
Minęły jednak miliony lat, stosowne obserwacje zostały poczynione. Nowy gatunek rozumny mógł nigdy nie powstać, a przy odrobinie pecha przy następnym masowym wymieraniu wszystkie pochodzące od ludzi gatunki mogły bezpotomnie wymrzeć. Pojawiło się zatem pytanie: co dalej?
Komentarze