Nie będę zachęcać matek do przeprowadzek, a jak któraś po przeczytaniu mojego tekstu, postanowi wyjechać z jakiegoś dużego miasta na łono natury, a potem poczuje się rozczarowana, to ostrzegam: nie będę poczuwać się do odpowiedzialności za jej decyzję. Ale zdradzę, że zaczynam się zastanawiać, czy samej nie opuścić Warszawy, w której mieszkam od urodzenia. Dlaczego?
W dniu 15 września wsiadłam – trochę onieśmielona – do busa. Jechaliśmy do Kozłowa Szlacheckiego na przygotowany przez Fundację Dzielna Matka „piknik rodzinny ” – można, a nawet wypadałoby go tak go nazwać. Miałam to wydarzenie opisać, bo takie mi dano zadanie dziennikarskie.
Pierwsze moje wrażenie było miłe – i zrazem zaskakujące. Bo miałam uczucie, jakbym się nagle znalazła w jednej dużej rodzinie! Każdy chciał każdemu serdecznie pomóc.
Myślę, że dla Mam, które tam spotkałam, właśnie to było najważniejsze: że mogły spędzać czas ze sobą bez skrępowania i zbędnego poczucia wstydu .
Wszystkie Mamy, kiedy pytałam je, czy warto organizować tego typu imprezy podkreślały, że warto. – Bo tutaj jest wspaniała okazja do porozmawiania z przyjaciółkami, które są w podobnej sytuacji! – odpowiadały.
Natomiast wójt Nowej Suchej powiedział mi bardzo ładne słowa: Takie imprezy integrują ludzi. Niezależnie od tego czy są niepełnosprawni, czy sprawni. Na tych imprezach burzą się bariery!
I ja niemal słyszałam, jak one pękają. Te bariery.
Nie było bez znaczenia to, iż cała impreza odbywała się na łonie przyrody. Naprawdę można było się poczuć tak, jakby to były wakacje!
Miałam też okazję porozmawiać z gospodarzem, który świadomie wybrał wieś, jako miejsce do życia. Uciekł z Warszawy. Argumentował swoją decyzję tym, że wiejskie życie jest o wiele łatwiejsze, gdyż: “Nie jest od nikogo zależny”. Odniosłam wrażenie że jest on człowiekiem bardzo szczęśliwym i spełnionym w życiu.
Udało mi się także pojeździć bryczką. Bardzo to polecam!
Dla miłośników polskiego folkloru i naszej historii ciekawa była rekonstrukcja historycznych strojów wojskowych. Odbył się też koncert zespołu ludowego.
Jednak dla Mam program imprezy – choć ciekawy – miał drugorzędne znaczenie. Najważniejsze były spotkania i rozmowy. Moim zdaniem te Mamy potrzebują sfer życia w, których się poczują dowartościowane. Piknik dał im to poczucie.
Miałam też okazję porozmawiać z osobami, dla których ta impreza była zorganizowana, czyli tymi borykającymi się z niepełnosprawnością. Podobało im się. Byli szczęśliwi i zachwyceni atmosferą tego spotkania. Nie zależnie od tego, czy ktoś ma problem z niepełnosprawnością ruchową, czy intelektualną, czy obiema na raz. My, “inni”, byliśmy razem i dobrze się rozumieliśmy. A nasze matki nareszcie miały luz psychiczny, nie były na cenzurowanym, miały z kim pogadać.
Było naprawdę świetnie. I teraz będzie o tym, czego wiele dzieci nie bardzo lubi w lekturach szkolnych – muszę przejść do opisów przyrody. To ona może być złotą wizytówką tego pięknego pikniku. Trudno to opisać. Ale te lasy, pola, te łąki mazowieckie i stukot końskich kopyt tworzyły niezapomniany nastrój.
Wspaniale było to wszystko przeżyć! Więc do zobaczenia, widzimy się wkrótce, paaaa!
Komentarze