Z Kamilem, 33-latkiem, po czterokończynowym porażeniu dziecięcym, niemówiącym, jeżdżącym na wózku, rozmawia Olga Ziółkowska.
Dlaczego zdecydował się pan wyjechać do Medjugorie?
Lubię podróżować i poznawać nowe miejsca. Teraz mogłem pierwszy raz w życiu wyjechać za granicę – busem, razem z przyjaciółmi
Ile czasu zajęła panu organizacja tego wyjazdu?
Mnie miesiąc, ale przyjaciele organizacją zajmowali się dłużej.
Był pan tam sam, czy z asystentem?
Bez asystenta, ale z przyjaciółmi ze wspólnoty neokatechumenalenej z kościoła św. Augustyna w Warszawie. Razem było nas 9 osób
Trudno jest zorganizować taką wycieczkę dla osoby z niepełnosprawnością?
Trudno. Byłem jedyną osobą na wózku, więc nie było potrzeby wynajmować specjalnego busa, wystarczył normalny. No i to jest długa podróż. Jechaliśmy – z krótkimi przerwami – aż 20 godzin. Czworo z przyjaciół miało prawo jazdy i jechali na zmianę.
Co panu dał pobyt w tym miejscu?
Zobaczyłem miejsca objawień, poznałem nowych ludzi i ich kulturę, widziałem przepiękne krajobrazy, jakich u nas w Polsce nie ma.
To okolice łatwo dostępne dla osób na wózkach?
Raczej nie. Teren jest kamienisty i nie wszędzie można wjechać.
Gdzie jest położone Medjugorie?
W Bośni i Hercegowinie, 25 km od Mostaru. Panuje tutaj typowy klimat śródziemnomorski. Miejscowość jest znana przede wszystkim dzięki mającym się tutaj wydarzyć objawieniom maryjnym.
Co pan zapamiętał najbardziej z wyjazdu?
Poszliśmy na górę objawień. Ja też musiałem iść, bez wózka (udało się przy pomocy chłopaków z naszej ekipy). Myślałem że nie dam rady i bałem się, że spadnę. Ale wspólnymi siłami się udało. Weszliśmy. I stanęliśmy przy figurze Maryji. Ja przed Matką Bożą chciałem płakać ze szczęścia . To było moje pierwsze w życiu wejście na jakąkolwiek górę.
Komentarze