Polakom znany jest głównie z przepięknego aktu zawierzenia „Jezu, ty się tym zajmij!”. Ojciec Pio wysyłał ludzi do niego wiernych i mówił im: „Jeźdźcie do o. Dolindo, to święty kapłan”. Przez wiele lat był odtrącany i krytykowany przez Kościół. Jak znosił cierpienie? Jakie cuda za jego orędownictwem już się dokonały? Przeczytaj fragment z najnowszej książki Joanny Bątkiewicz-Brożek „Moja misja trwa. Jezu, Ty się tym zajmij! część 2”.
Mistyk zakochany w Eucharystii
Wiele osób, które osobiście znały o. Dolindo Ruotolo zwraca dużą uwagę na to w jaki sposób celebrował Mszę świętą: – Pamiętam, że był bardzo skupiony, kiedy celebrował Mszę.Przeżywał ją – mówi jedna z jego parafianek.
Opowiada o tym również Silvana, której ks. Dolindo udzielił Pierwszej Komunii:
– Kiedy padre Dolindo odprawiał Mszę, przy ołtarzu u siebiew domu, był odwrócony plecami do nas. I zwłaszcza w czasiepodniesienia jakby znikał. Pamiętam, jak mnie to zadziwiało,byłam wtedy mała. Nie rozumiałam z tego zbyt wiele, ale pamiętam, że kiedy trzymał w dłoniach hostię, a potem kielich, był tym całkowicie pochłonięty. Niemal czułam wtedy to jego poruszenie, bardzo silne. Do dzisiaj czuję się niegodna tego, co mi się przydarzyło. Jezus naprawdę był w o. Dolindo. Jezus w nim mieszkał.
Orędownik chorych i zagubionych
Silvana w opowiada również swoją niezwykłą historię uzdrowienia, której dostąpiła po modlitwie ks. Dolindo:
– Miałam schorzenie dermatologiczne, autoimmunologiczne.Na nogach tworzyły mi się zaczerwienione pasma, twarde i bolesne. Rodzice byli ze mną u wielu lekarzy, którzy zdiagnozowali to jako rumień guzowaty. To rzadka choroba, ciężka do wyleczenia. Mimo leczenia symptomy nie ustępowały. Mama postanowiła zabrać mnie do o. Dolindo, ale on był już bardzo chory i nie wpuszczano do niego. To było tuż przed jego śmiercią. Miałam wtedy jedenaście lat. EnzinaCervo – córka duchowa kapłana- powiedziała, żebym się nie martwiła,
że ona opowie o tej sytuacji i poprosi o modlitwę za Silvanę.Niedługo potem wszystko zniknęło i nigdy nie wróciło. Nie podejmowałam żadnego innego leczenia.
Podobna historia uzdrowienia przydarzyła się także jej bratu:
– U mojego brata z kolei po modlitwie o. Dolindo zniknął zez.
Do Ojca Dolindo przyprowadzano również osoby, które w życiu bardzo zabłądziły, pogubiły się:
– Byliśmy świadkami wielu cudów nawróceń. Mój ojciec od długiego czasu się nie spowiadał,
nie chodził do kościoła. Mama niemal zmusiła go, żeby poszedł porozmawiać z o. Dolindo. Nie był zadowolony, ale ponieważ nalegała, poszedł. Wrócił do domu blady. Usiadł i pyta: „Ale jak on to robi? Mówił mi rzeczy, które zrobiłem!”. – Silvana zaczyna się śmiać. – I potem tata spowiadał się już regularnie.
Nauczyciel przyjmowania cierpienia
Gdyby zapytać osoby, które spotkały mistyka w Neapolu, większość zwraca uwagę również na jego cierpienie i to w jaki sposób uczył swoją postawą przyjmowania go. Silvana tak wspomina jego poruszającą postawę:
– Przyjmować cierpienie. To nie jest proste. Lekcja krzyża jestbardzo trudna. Najpierw trzeba pokochać Jezusa, pokochać Maryję, a potem można się nauczyć kochać krzyż. Jezus nie daje nam nigdy więcej niż to, co możemy znieść. To jest pewne. To jest pewne. – Silvana potakuje głową, jakby sama chciała się upewnić o prawdziwości swoich słów. – Nie zostaliśmy stworzeni do bólu. Jesteśmy stworzeni do radości. Ale jest też prawdą, że Jezus, który jest Bogiem, jako pierwszy poniósł krzyż, a więc pomógł nam zrozumieć, że krzyż, tu na ziemi, jest częścią życia. Buntowanie się przeciwko temu nie ma sensu. Bo to tak jakby pacjent buntował się przeciwko zabiegom lekarskim. Jesteśmy niedoskonali. W przypadku świętych jest wręcz pragnienie cierpienia za innych. Tak cierpiał o. Dolindo. Widziałam ludzi niosących bardzo ciężkie krzyże na bardzo różne sposoby, zależnie od tego, jak mocno kochali Jezusa. I widziałam, że kto żyje daleko od Jezusa, źle przeżywa krzyż.
„Moja misja trwa”
Joanna Bątkiewicz-Brożek w swojej książce odkrywa również niezwykłe przesłanie z zaświatów, jakie kapłan przekazał 23 lata po swojej śmierci. Ojciec Dolindo zapewnia w nim wszystkich, że jego misja na ziemi wciąż trwa i nieustannie będzie pomagał zabłąkanym i zbolałym duszom, jeśli tylko go o to poproszą:
O zaniedbane dusze, doceńcie wasze życie! Niech stanie się wielkim skarbem na życie wieczne! Moja misja jednak nadal trwa, nie będę bezczynny; będę towarzyszyć wszystkim duszom, które były mi bliskie. Będę czuwał nad tymi, które są niestałe w Wierze […] Przywołujcie mnie w waszych obolałych myślach i trudach na tym poszarpanym łez padole: pomogę każdemu. I będę pomagał wam i towarzyszył, aż ustaną wątpliwości Waszej Wiary, aż do chwili, kiedy będziecie wychwalać Boga, który stworzył Was z niczego.
*Fragment opracowany w oparciu o książkę „Moja misja trwa. Jezu, Ty się tym zajmij!” Joanny Bątkiewicz-Brożek ,wydanej nakładem Wydawnictwa Esprit
Więcej o książce dowiesz się TUTAJ: https://bit.ly/3nUEjDD
Komentarze