Byłam, dotknęłam, przeżyłam i polecam każdemu z osobna.
Ale, co to w ogóle jest ta Niewidzialna Wystawa.
Jest to miejsce, gdzie można na kilkadziesiąt minut wcielić się w osobę niewidomą i spędzić ułamek czasu w ich codzienności. Nie będę pisać, co odkrywałam w kolejnych pomieszczeniach, bo nie chcę Wam psuć niespodzianki, ale były to zwykłe miejsca, w których my też się poruszamy. Z tym, że nie zwracamy uwagi na szczegóły, nie musimy być ostrożni, doskonale orientujemy się w kierunkach, no i przede wszystkim widzimy wszelkie utrudnienia, które omijamy nawet o nich nie myśląc. Tymczasem w zupełnych ciemnościach nie jest to takie łatwe. W niektórych momentach czułam się, jak bym ćwiczyła Tai Chi. Moje ruchy były powolne, gdyż obwiałam się zderzenia ze ścianą lub jakimś przedmiotem. To, co uderzyło mnie na samym początku, to utrata poczucia kierunku. Byłam przekonana, że przeszłam na drugą stronę ekspozycji, a tym czasem robiłam koło. Ciekawym doświadczeniem było dla mnie odkrywanie kształtów przez dotyk, ich miękkości lub chropowatości. To chyba zrobiło na mnie największe wrażenie. Bo nie zawsze było łatwo zgadnąć, co przedstawiał dany przedmiot. Z większością nie miałam problemu, ale zdradzę wam rąbka tajemnicy, że zaskoczył mnie ziemniak. Ja oczekiwałam ziemistej i nieprzyjemnej w dotyku skórki, tymczasem był gładki, jak jabłko. Ale, to był kartofel.
Straciłam również rachubę czasu. Niby wiedziałam, że będziemy tam około godziny, ale mnie się wydawało, że byłam tam dłużej. Na szczęście w zwiedzaniu pomagała niedowidząca przewodniczka i tylko dzięki niej nie tłukłam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu wyjścia.
A jeśli ktoś myśli, że jest to miejsce poważnej zadumy, to muszę wyprowadzić go z błędu. Byłam tam z grupą młodzieży i wszyscy, łącznie z przewodniczką mieliśmy mnóstwo śmiechu i zabawy. Pani przewodnik robiła nam żarty, opowiadała anegdoty i chyba też się dobrze bawiła. Osobiście uważam, że taka forma poznawania świata osób niewidomych jest dobra, bo nie straszy, a oswaja. Pokazuje trudy dnia codziennego, ale i normalność w kontakcie z drugim człowiekiem. Moja młodzież była zachwycona, ja również.
Niestety dla co wrażliwszych osób jest kilka skutków ubocznych zwiedzania. Po jakimś czasie zaczęły nas boleć oczy i głowa. Moja teoria jest taka, że zbyt wysilaliśmy wzrok, żeby coś zobaczyć. Także jeśli ktoś z Was się tam wybierze, to po prostu zamknijcie oczy. Ale nawet z tym skutkiem ubocznym, warto tam iść i jeśli będę miała okazję jeszcze tam pójść, pójdę i to z miłą chęcią.
Z tego, co czytałam na stronie Niewidzialnej Wystawy, występują przypadki, kiedy konkretne osoby nie powinny tam wchodzić. Osoby z klaustrofobią czy mające lęki, a niepełnosprawni intelektualnie tylko po konsultacji ze specjalistą. Ale na pocieszenie dodam, że w razie czego przewodnicy wyprowadzają na zewnątrz. Ja w każdym razie, w każdym momencie czułam się bezpiecznie i nawet nie myślałam o tym, że może mi się coś stać.
Polecam, polecam, polecam.
Podaję adres: al. Jerozolimskie 123a, 02-017 Warszawa
Komentarze