Mój pierwszy hipoterapeutyczny Przyjaciel to chłopiec – dwunastoletni blondynek z autyzmem. Nie mówi, omija mnie wzrokiem, zachowuje kamienną twarz – opowiada Małgorzata Dobrogojska, hipoterapeutka.
Kiedy wsiada na konia coś się zmienia: chłopiec zaczyna się uśmiechać. Lubi zmieniać pozycję na końskim grzbiecie, najchętniej przesiada się przodem do ogona i kładzie na brzuchu. Idę wtedy blisko niego i od czasu do czasu trącamy się nosami jak Eskimosi . Wtedy mój Przyjaciel śmieje się w głos. Jest rozluźniony i szczęśliwy, a ja bardzo się cieszę, że wspólnie z koniem możemy go tymi chwilami szczęścia obdarować.
Czasem bawimy się piłką – oczywiście najbardziej lubi rzucać ją tam, gdzie mnie akurat nie ma. A po wybuchach radości bierze mnie za rękę i po prostu trzyma, kiedy idę obok konia. Jest mi wtedy szczególnie bliski, tym bardziej, że od czasu do czasu zdarza mu się spojrzeć mi w oczy, czego podobne do niego dzieciaki najczęściej unikają.
A po kilku tygodniach naszych konnych spacerów chłopiec, który nigdy z nikim za rękę nie biegał, trzyma mnie za rękę i biegnie obok. I z tygodnia na tydzień idzie mu coraz sprawniej.
Dziś tamten chłopiec jest już młodym mężczyzną. Czasem spotykamy się na ulicy. Nadal nie mówi, ale na mój widok rozjaśnia się uśmiechem. Tak jak i ja na jego. Wiem, że oboje długo nie zapomnimy tamtych chwil z koniem.
Komentarze