AktualnościNie przegapWażneZobacz

Opowieści z Moga-K: Refleksje przed końcem

Darowizna na cele statutowe Fundacji Dzielna Matka:

PLN
Podziel się wpisem:

46 982 334 lata po Przeniesieniu. 10 kilometrów od północnego zbocza wielkiego wulkanu na sawannie.

               Pierwsze promienie słońca Moga zaczęły rozpraszać mrok spowijający sawannę. Prowadzące nocny tryb życia zwierzęta udawały się na spoczynek zaś te, które dotąd spały rozpoczynały kolejny dzień walki o przetrwanie. Kończąca się noc była jednak inna niż wszystkie. Po okolicy niósł się złowrogi pomruk dobiegający w dominującej nad okolicą góry, ziemia zaś lekko drżała. Jakieś dwie godziny przed świtem sytuacja uspokoiła się, ale był to już początek końca leniwego rytmu życia na sawannie. Zbliżała się katastrofa.

               Ten poranek przed apokalipsą zaczął się dla grupy spryciaków od chwili refleksji. Z reguły coś takiego byłoby dla każdego innego zwierzęcia zarówno wiekopomnym osiągnięciem jak i najkrótszą drogą do śmierci – walka o przetrwanie wiązała się z czujnością i twardym stąpaniem po ziemi, zaś bujanie w obłokach było tego całkowitym zaprzeczeniem.

               Spryciaki mogły jednak do pewnego stopnia pozwolić sobie na ten luksus. Miejsce, gdzie spały było otoczone zasiekami z mocnych gałęzi, których próba sforsowania skończyłaby się dla nawet największego drapieżnika poważnymi ranami. Niezliczone pokolenia spryciaków doskonaliły sztukę tworzenia zasieków: znajdywały drzewa z najmocniejszymi gałęziami, które zrywały stając sobie wzajemnie na ramionach i opierając się o pień. Następnie swoimi mocnymi, ostrymi zębami nadawały gałęziom pożądany kształt, niejednokrotnie wspomagając się małymi, chropowatymi kamieniami. Ci nad wyraz inteligentni potomkowie ludzi nauczyli się też dobierać gałęzie pod kątem długości – w końcu dłuższą gałąź można zakopać głębiej, co minimalizowało ryzyko wyrwania jej z ziemi siłą uderzenia ze strony wyjątkowo zdeterminowanego lub głupiego drapieżnika.

               Bogata dieta, oparta zarówno na roślinach jak i padlinie oraz nieustanne doskonalenie możliwości obrony rozwijała mózgi spryciaków doprowadzając w końcu do tego, że istoty te zaczęły zbliżać się do wprawdzie trudnego do uchwycenia, ale bez wątpienia niezwykłego momentu, gdy wysoka inteligencja przechodzi w rozumność.

               Tego dnia spryciaki kontynuowały  balansowanie na nieuchwytnej granicy rozumności. Dzień wcześniej zmarła najstarsza członkini grupy. Już od dłuższego czasu widać było, że słabnie, ale wczoraj po prostu upadła i już się nie podniosła. Poszczególnych członków grupy skłoniło to do postawienia sobie pytania: jak to jest, że ktoś całkowicie przestaje się ruszać? Czym jest to, co wygląda jak sen, lecz się nie kończy?

               Spryciaki nie wykształciły systemu wierzeń. Nie oddawały czci nikomu ani niczemu, nie odprawiały żadnych rytuałów. A jednak teraz członkowie grupy zadawali sobie pytanie: co się dzieje z kimś, kto przestaje się ruszać? Jego ciało jest nieruchome, ale czy to oznacza, że nic nie czuje? W końcu gdy zapada się w sen czasami pojawiają się obrazy i dźwięki. Czy ten stan nieruchomości jest snem, lecz po prostu bardzo długim? A co ze zwierzętami, których ciała się zjada? Czy one to czują czy raczej śnią?

               Pytania te, choć nie ubrane w formie zdań czy nawet słów krążyły po umysłach spryciaków, gdy spoglądały na grupę, w której nie było już ich najstarszej towarzyszki. Nie mogły jednak z nikim omówić swoich wątpliwości. Choć posługiwały się złożonym systemem komunikacji nie była to mowa – ich emocje czy właśnie refleksje pozostawały ich sprawą, której nie mogły przedstawić komuś innemu. Ich pytania pozbawione słów były jak wyraz na końcu języka – niemal wypowiedziane choć nieuchwytne.

               A jednak ich skłonność do refleksji przecierała nowe szlaki. Choć na pierwszy rzut oka mogły przypominać australopiteki, nie licząc ludzkich proporcji kończyn wynikających z naziemnego trybu życia, to intelektualnie nieco przewyższały delfiny.

               Ziemia zadrżała wyrywając spryciaki z zamyślenia. Refleksja ustąpiła miejsca strachowi, bowiem to, co się działo było czymś obcym. Nie był to atak drapieżnika, pożar ani gwałtowna burza. Chwilę później rozległ się ogłuszający – dosłownie – ryk. Spryciaki poczuły nagły ból w uszach, zaczęły krzyczeć. Jednak choć wyrażały swe cierpienie głośno wokół panowała cisza. Zdezorientowane spryciaki prócz przerażenia poczuły dezorientację a nawet coś, co przy odrobinie dobrej woli można określić mianem bezradności.

               Choć już nie słyszały, to bodźce wzrokowe wystarczyły, by uświadomić im ogrom zagrożenia. Góra, w której cieniu spędziły ostatnią noc zmalała, eksplozja zniszczyła jej górną część. Ku niebu piął się natomiast ciemny dym. Choć obolałe, spryciaki podniosły się z ziemi i zaczęły usuwać zasieki, by rzucić się do ucieczki. Nagle obok jednego z nich upadło jedno z latających zwierząt, których stada dzień w dzień przelatywały nad sawanną. Zaraz potem kolejne. A chwilę później kilkanaście. Za nimi spadł popiół. Zdesperowane spryciaki przez wyrwę w zasiekach rzuciły się do ucieczki. Ciągle w ciszy lecz w samym środku pandemonium.

               Teraz nie było czasu na refleksję, choć u kilku spryciaków gdzieś z tyłu głowy krążyła myśl, która, gdyby ubrać ją w słowa, brzmiałaby: „a jeśli ja zaraz zapadnę w ten niekończący się sen? Czy znowu będę słyszał, czy pozostaną mi jedynie obrazy?”. U jednej spryciaczki natomiast, pomimo szaleńczego biegu i braku słów pojawiła się myśl: „czy gdy zapadnę w niekończący się sen to spotkam w nim swoją matkę”?

               Nim ten dzień dobiegł końca, wszyscy członkowie grupy mogli na własnej skórze przekonać się, czym był niekończący się sen. Tak jak pobratymcy ich przodków doświadczyli zabójczej mocy erupcji superwulkanu. Wprawdzie nie tak potężnego jak Yellowstone, jednak wciąż zdolnego do zamienienia całej sawanny w pustkowie i wpływającego na klimat planety. Inne grupy wkrótce podzieliły los obozowiczów spod góry. Badacze kosmosu odnotowali wymarcie nad wyraz obiecującego gatunku, pozwolili sobie na chwilę refleksji nad nieszczęściem spryciaków oraz przewrotnym kolejom losu a następnie wrócili do obserwacji pozostałych gatunków wywodzących się od homo sapiens. Eksperyment trwał dalej.


Podziel się wpisem:
Program Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030Sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności - Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030Narodowy Instytut Wolności

Co to znaczy być „dzielną matką”? Jakiej to wymaga reorganizacji i przeformułowania samego siebie?

Previous article

Kiedy ludzkość przestała być ludzkością. Część IX

Next article

Darowizna na cele statutowe Fundacji Dzielna Matka:

PLN

Komentarze

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Słowo wstępne

Drodzy Czytelnicy,
 dziękujemy Wam wszystkim i każdemu z osobna za wsparcie i zaangażowanie. Od 2021 roku utrzymujemy się sami, co oznacza, że nie mamy dotacji na projekt. Zachęcamy do wpłat na naszych dziennikarzy z niepełnosprawnościami sprzężonymi .  Nie przestajemy pisać! Działamy bez zmian! Dziękujemy, że jesteście z nami i zapraszamy do lektury magazynu.

Redakcja Dzielnej Matki

 

Darowizna

Darowizna na cele statutowe Fundacji Dzielna Matka:

PLN

Popularne wpisy

Login/Sign up