Często mówimy, że nic się nie zmienia, że zawsze jest tak samo, że nic się nie dzieje, ale to nie jest prawda. Zmiany są. Nie rewolucyjne, a ewolucyjne, powolne, prawie niewidoczne, ale jednak są. Czego dotyczy ten mój nic nie mówiący wstęp? Dotyczy zmian postrzegania osób niepełnosprawnych zarówno fizycznie, jak i umysłowo. Mój artykuł będzie subiektywny i możecie się z nim nie zgodzić, ale może też kogoś skłonić do refleksji i przyznania mi choć po części racji. A do czego zmierzam?
Uczę w szkole, w której od lat prowadzę wolontariat skupiający się wokół osób chorych, niepełnosprawnych oraz starszych i wciąż nie mogę wyjść z podziwu dla otwartości młodych ludzi wobec drugiego człowieka.
W latach dziewięćdziesiątych, czyli w czasach, kiedy ja byłam nastolatką mało się mówiło o osobach niepełnosprawnych intelektualnie. Wiedzieliśmy, że tacy ludzie są, ale rodziny chowały je przed światem i nie mieliśmy z nimi styczności. O wolontariacie nikt nie mówił, nikt nam tego nie proponował, bo dopiero budowaliśmy demokrację i były ważniejsze sprawy na głowie. Osobiście nie wiedziałam co to jest zespół Downa, chociaż znałam inną nazwę tej niepełnosprawności. Oczywiście, kiedy w telewizji mówiono o tym, że należy zrobić podjazdy dla wózków, to popierałam to całym sercem, ale w nic się nie angażowałam, bo nie było nikogo w moim otoczeniu, kto by mnie w to wciągnął, dopiero kiedy byłam dorosła, koleżanka ze szkoły powiedziała do mnie – „zajmijmy się wolontariatem” i tak się zaczęło. Kiedy spotykałam osoby niepełnosprawne intelektualnie nie wiedziałam, jak się zachować, ale robiłam dobrą minę i usiłowałam być naturalna. Dzisiaj jest inaczej. Jest dużo fundacji oraz akcji wspomagających osoby niepełnosprawne i chore, możemy się angażować w niesienie pomocy, z czego moja młodzież i ja korzystamy. I to jest piękne i to jest potrzebne. Ale najbardziej zadziwia mnie otwartość nastolatków na drugiego człowieka. Z przyjemnością obserwuję ich, jak prowadzą zawody sportowe oraz zabawy integracyjne w jednej ze szkół specjalnych, jak angażują się w warsztaty dla chorych dzieci w szpitalu i jak przychodzi im to z łatwością bez zadawania zbędnych pytań. Nie powiem, czasami je zadają, pytają o chorobę, przyczynę niepełnosprawności i tym podobne, ale kierują je do mnie, ponieważ zabraniam im być wścibskimi i oni się tego trzymają. Ale są to nieliczne przypadki, większość nastolatków z wolontariatu przyjmuje osoby niepełnosprawne, takimi jakimi są. Rozmawiają z nimi, śmieją się, nawiązują znajomości. Może nie na stałe, ale na te kilka spotkań, które organizuję.
Ja też się dzięki nim zmieniłam. Te pierwsze roczniki wolontariuszy pewnie myślą, że to ja im pokazałam drogę do otwartości na drugiego człowieka. A było wręcz odwrotnie. Jestem im za to bardzo wdzięczna, bo to właśnie dzięki nim mogę uczestniczyć chociażby w życiu Fundacji Dzielna Matka.
Komentarze