Badacze kosmosu nie byli bogami, wytworami ezoterycznych energii czy istotami starszymi niż wszechświat. A jednak w całym kosmosie nie było istot, które mogłyby równać się z nimi jeśli chodzi o wiedzę, osiągnięcia technologiczne i możliwości.
Ojczysta planeta badaczy kosmosu nie została odkryta przez ludzi przed wybuchem Yellowstone. Oni sami zwali ją „Itehr’si-le” co w wolnym tłumaczeniu oznaczało „miejsce, z którego wyszliśmy”. Od miliardów lat rasa ich posługiwała się jednym, wspólnym językiem, który wyparł wszystkie inne języki, narzecza i dialekty.
Zacznijmy jednak od początku. Gdy Ziemia była jeszcze młodą planetą, na której nie istniało żadne życie, Itehr’si-le przeżywała dosłowną eksplozję bioróżnorodności – i to pomimo faktu, że aż 90% powierzchni planety pokrywał suchy ląd, nie woda. Na planecie nie istniały nawet oceany, jedynie ogromne jeziora, rzeki i mniejsze akweny wodne. Życie jednak było zahartowane i nauczyło się wykorzystywać niewielkie zasoby wody jak tylko się da. Rośliny zapuszczały swe korzenie głęboko by pozyskiwać wilgoć z ziemi, a wiele zwierząt dostosowało swą dietę do tego, by jak najwięcej wody czerpać z pożywienia i uniezależniać się od stałej bliskości zbiorników wodnych, gdzie panowała często ogromna konkurencja – o względy partnerów czy miejsce. Ponadto zbiorniki wodne ściągały wszystkie rodzaje zwierząt, w tym oczywiście drapieżniki. W dobrze pojętym interesie roślinożerców było więc szukanie terenów, gdzie można było przeżyć, a jednocześnie nie spotykało się niebezpieczeństwa na każdym możliwym kroku.
Jednym z tych roślinożernych gatunków były smukłe, choć nieduże, wielkości ziemskiego okapi, czworonożne istoty. Poszukując odżywczych, bogatych w wodę roślin zapuszczały się coraz głębiej w ląd, aż w końcu natrafiły na miejsce, gdzie rosły niepozorne drzewka o słodkich, mięsistych owocach. Drzewka te, choć na pierwszy rzut oka małe, w rzeczywistości miały wielkie korzenie pobierające ogromne ilości substancji odżywczych. Konkurencja początkowo była znikoma, dlatego istoty szybko zaczęły żywić się pysznymi owocami. Okazało się, że najpyszniejsze i najbardziej odżywcze owoce znajdowały się na wyższych gałęziach, gdzie czworonożne istoty nie sięgały.
Na przestrzeni kolejnych setek tysięcy, a później milionów lat istoty zaczęły przystosowywać się w celu czerpania jak największych korzyści z owoców. Dobór naturalny faworyzował osobniki o coraz dłuższych, zręczniejszych językach, które mogły chwytać wyżej położone owoce. Ponadto języki czworonożnych istot z czasem pokryły się lepką śliną ułatwiającą chwytanie owoców. W końcu chwytne narządy stały się tak długie, że nie mieściły im się w pyskach, dlatego też zwierzęta wykształciły w podniebieniach kieszonki, gdzie zwijały język, gdy nie był potrzebny. Nie wiedziały, że substancje odżywcze w owocach, mianowicie różnorodne białka i kwasy tłuszczowe wpływały na rozwój ich mózgów. To dieta stała się kamieniem węgielnym drogi do rozumności przodków badaczy kosmosu.
Oczywiście rozwój inteligencji oparty wyłącznie na odżywczej diecie a nie byciu odpowiedzią na konkretne potrzeby służące przeżyciu w świecie zwierzęcym, był bardzo powolny. Przyspieszył, gdy przodkowie badaczy kosmosu zorientowali się, że nadciągająca od wodopojów konkurencja również ma ochotę na owoce. Drzewek nie było zbyt wiele, gdyż każde wykorzystywało tyle wody z gleby ile to było możliwe. Dlatego też przodkowie badaczy kosmosu musieli walczyć o to, by inne zwierzęta nie zabrały im owoców. Problem tkwił w tym, że siła fizyczna nie była ich atutem, przez co nie mieli szans z większymi, bardziej zdeterminowanymi istotami. Odkryli jednak, że swoimi sprawnymi językami mogą rzucać kamienie zadające ból i zniechęcające konkurencję do zbliżania się do drzewek. Z czasem doskonalili sposoby obrony drzew, potem nauczyli się je pielęgnować. Uchwycenie ścisłej granicy między gatunkiem bardzo inteligentnym a rozumnym jest praktycznie niemożliwe, nie ulega jednak wątpliwości, że przodkowie badaczy kosmosu zmuszeni do bronienia swych drzewek przekroczyli tę granicę bardzo szybko w ewolucyjnej skali czasu. Początek ich cywilizacji ani kultury nie miał miejsca w posążkach, malowidłach czy nawet odzieży, ale w ogrodzeniach wokół drzewek i etosie opieki nad nimi.
Lud, który z czasem miał przybrać nazwę badaczy kosmosu przeżywał wzloty i upadki. A jednak już 20 000 tysięcy lat po zbudowaniu pierwszej osady posiadał stałe kolonie na 50 planetach. 50 000 tysięcy lat po założeniu pierwszej stałej osady badacze kosmosu byli niekwestionowanymi władcami wszechświata.
Ich cywilizacja plasowała się na szczycie skali Kardaszewa*. Żyli na tysiącach planet, a miliony były pod ich bezpośrednim wpływem – jako kurorty, samotnie, obiekty obserwacji lub eksperymentów. Jedynymi granicami ich ekspansji i ciekawości były granice Wszechświata, gdyż odkryli, że rzeczywistości równoległe nie istnieją.
Badacze kosmosu bowiem żyli bez strachu, chorób i trosk. Technologia umożliwiła im okiełznanie sił natury, niedomagające organy można było nieinwazyjnie wymienić w jedną chwilę, wykorzystując wyłącznie długie języki i myśli, którymi sterowali maszynami; badacze kosmosu osiągnęli niemal wszystko. Nie tracili sił i czasu na wojny, nie było ubóstwa ani dyktatur. Nie było też narodów i państw, te przeminęły, gdy badacze kosmosu stawiali pierwsze, nieśmiałe kroki poza ojczystą planetę. Żyjąc bez zmartwień badacze kosmosu stali się niezwykle ciekawi otaczającego ich wszechświata, a ponieważ mieli niemal nieograniczone możliwości, kosmos stał się dla nich jednym wielkim laboratorium.
Co stanie się, gdy czarna dziura wchłonie czarną dziurę? Jak wyglądałby rozwój życia na planecie, która w relatywnie krótkich odstępach czasu na przemian niemal w całości pokrywałaby się lodem, by później doświadczyć efektu cieplarnianego? Jak wyglądałoby życie na planecie na której trwa wieczna noc? Co się stanie, gdy zderzy się kilka galaktyk naraz, a mówiąc naraz znaczy to w ciągu jednej ziemskiej godziny?
Mówiąc o Ziemi należy wspomnieć, że dla badaczy kosmosu nie była to planeta niezwykła. Wszechświat tętnił życiem i Ziemia był po prostu jednym z zamieszkanych globów. O bogatej historii, unikalnych formach życia, ale wciąż niczym wybijającym się ponad inne cuda kosmosu.
Przez większość swojej historii również ludzie nie interesowali zbytnio badaczy kosmosu. Rozumne gatunki były dość rzadkie, ale nie należały też do ewenementów. Wiele z nich gasło jednak w zarodku w paszczach mniej inteligentnych, ale lepiej przystosowanych gatunków, wskutek najgorszych tendencji idących w parze z rozumnością takich jak okrucieństwo i egoizm, czy wreszcie popadało w marazm i znikało przy pierwszej lepszej zmianie klimatu.
Ludzie należeli do tego zaszczytnego grona gatunków rozumnych, które pomimo niepowodzeń, okresów stagnacji a nawet regresu czy wreszcie bezproduktywnych wojen, po prostu szły naprzód. Ich kultura, prymitywna choć miejscami pomysłowa technologia i bogactwo zwyczajów sprawiły, że badacze kosmosu zaczęli przypatrywać im się uważniej. Małe sondy na orbicie, mikroskopijne, latające kamery nagrywające podboje Aleksandra Wielkiego czy wojny napoleońskie, odbiór ludzkich programów telewizyjnych – wszystko to kształtowało opinię badaczy kosmosu o tych osobliwych, dwunożnych stworzeniach.
Gdy więc obserwujące Ziemię instrumenty badawcze wykazały ponad wszelką wątpliwość zbliżającą się największą od setek milionów lat erupcję wulkanu, badacze kosmosu postanowili przeprowadzić kolejny eksperyment. Choć ewolucja nie ma celu, to według tych potężnych istot fascynującym byłoby zjawisko, gdyby gatunek rozumny najpierw utracił swoją rozumność po to, by jakiś potomny gatunek ją odzyskał. Ponieważ wskutek miliardów lat bezsprzecznej dominacji we wszechświecie ich empatia w stosunku do innych form życia w dużym stopniu zanikła, nie mieli moralnych oporów przed potraktowaniem innego rozumnego gatunku w charakterze królików doświadczalnych. Badacze kosmosu nie byli sadystami, ale zaspokojenie ciekawości było dla nich najważniejsze. Poza tym, dzięki ich eksperymentowi, rodzaj ludzki miał szansę przetrwać i dać początek następnym. Przygotowano promień teleportacyjny i wycelowano w kierunku Ziemi, która nieświadoma nadchodzącego Armageddonu obracała się jak gdyby nigdy nic. Planeta, na którą mieli zostać przeniesieni ludzie, gdy nadejdzie erupcja została już wybrana. Yellowstone miał lada moment przebudzić się z trwającej setki tysięcy lat drzemki.
Na Ziemi trwał wówczas rok 2002.
* Skala Kardaszewa określa stopień zaawansowania technologicznego hipotetycznych cywilizacji. Najwyższy poziom to cywilizacja typu III zdolna wykorzystywać energię z całej galaktyki. Z czasem do skali dołączano kolejne typy, z których VII to najwyższy. Cywilizacje VII typu są w stanie badać i tworzyć całe wszechświaty.
Komentarze